Trudno opisać co wydarzyło się w wielkim finale ELEAGUE Majora. Wielka rozpacz zarówno fanów polskiej drużyny i jej zawodników – Virtus.pro przegrało z Astralis wynikiem 1:2.
Nuke – 12:16 (6:9)
Na pierwszej mapie Polacy zaczynali po stronie terrorystów, która na de_nuke jest trudniejsza do rozgrywania. Tym samym przegrana Virtus.pro w “pistoletówce” nie była zaskoczeniem, ale fenomenalnie rozegrany force-buy w rundzie drugiej wyrównał wynik. Virtusi w kolejnych rundach pierwszej połówki pokazali się z świetnej strony i uciekli rywalom na prowadzenie 1:5. Astralis odpowiedziało na ten wynik pełną siłą i za kilka minut tablica wyników znowu wskazywała remis, mimo że w międzyczasie Polacy mieli szansę na przedyskutowanie swoich problemów podczas jednej z czterech pauz taktycznych. Przy wyniku 5:5 Virtus.pro czekał bardzo ważny full-buy, którego przegranie mogło skutkować kolejnym eco. Szczęśliwie dla fanów polskiej drużyny, Paweł “byali” Bieliński i Jarosław “pashaBiceps” Jarząbkowski świetnie poradzili sobie w decydującym 2 vs. 1. vDuńczycy natychmiastowo zrewanżowali się za przegraną rundę, więc do samego końca połówki toczyła się walka o prowadzenie przed zmianą stron. Virtusi nie powiedzieli jednak ostatniego słowa, bo w trzynastej rundzie dzięki clutchowi Janusza “Snaxa” Pogorzelskiego na tablicy wyników pojawił się jeszcze jeden punkt dla Polaków.
A crucial clutch from @cios_snax as he secures @TeamVirtuspro their 7th T-side round pic.twitter.com/lz3IRrnFkz
— ELEAGUE (@ELEAGUETV) January 29, 2017
Szczęśliwie dla Polaków potoczyły się także ostatnie dwie rundy pierwszej połówki, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 6:9. Stawiało to szanse Astralis po stronie terrorystów pod znakiem zapytania – przypomnijmy, że Nuke to mapa znacznie sprzyjająca CT.
W kolejnej “pistoletówce” szala zwycięstwa znowu przechyliła się na konto Duńczyków, co pozwoliło im szybko odrobić stratę do rywala. W końcowej fazie mapy drużyny szły łeb w łeb, ale ogromne znaczenie dla ostatecznego rezultatu miało wygranie eco przez Polaków przy wyniku 12:12. Sama końcówka była tylko formalnością dla ekipy Wiktora “TaZa” Wojtasa, bo Astralis musiało grać na resztkach pieniędzy. Gwoździem do trumny Duńczyków było przegranie przy wyniku 12:14 bez podłożenia bomby, przez co w decydującej rundzie musieli grać samymi pistoletami. Ostatecznie pierwsza mapa zakończyła się zwycięstwem Virtus.pro wynikiem 16:12.
Overpass – 16:14 (9:6)
Po ważnym zwycięstwie na Nuke’u, o wiele spokojniejsi oglądaliśmy Overpassa wybranego przez Astralis. Tym razem Polacy rozpoczęli po stronie CT, która i na tej mapie jest znana jako łatwiejsza taktycznie. Ogromnych emocji dostarczyła już sama “pistoletówka”, gdzie o zwycięstwie Polaków zadecydował ułamek sekundy.
INSANE pistol round with a last-second defuse from @TeamVirtuspro pic.twitter.com/jBCianL1UL
— ELEAGUE (@ELEAGUETV) January 29, 2017
Duńczycy zrewanżowali się Virtus.pro za “pistole” już w drugiej rundzie, kiedy to Peter “dupreeh” Rothmann świetnie poradził sobie w clutchu 2 vs. 1. Mimo wyrównania wyniku, Astralis postanowiło wziąć pierwszą pauzę taktyczną przed rozpoczęciem trzeciej rundy. Astralis bezproblemowo poradziło sobie w dwóch następnych odsłonach, dzięki czemu wyszło na prowadzenie 3:1. Dopiero wtedy Virtusi mieli wystarczająco pieniędzy na zainwestowanie w pełny sprzęt, który pomógł im wygrać w piątej rundzie. Natychmiastowa odpowiedź rywala znowu pokrzyżowała plany Polakom, więc podopieczni Jakuba “kubena” Gurczyńskiego postanowili wykorzystać drugą z czterech dostępnych pauz taktycznych. Podwójne eco po stronie Virtus.pro bez zaskoczenia spowodowało, że przewaga rywala wzrosła do 6:2. Dopiero kolejny full-buy, zwieńczony clutchem Janusza “Snaxa” Pogorzelskiego, zapoczątkował odrabianie strat.
.@cios_snax with yet another post-plant clutch pic.twitter.com/cvLNpRzBYi
— ELEAGUE (@ELEAGUETV) January 29, 2017
Przy wyniku 6:2, gdy Virtusi byli bardzo blisko wyrównania wyniku, Astralis ponownie odpowiedziało pełną siłą. Na dłuższą metę oprowadziło to do wyniku połówki wynoszącego 9:6, który – jakby nie patrzeć – nie zapowiadał obiecującej końcówki dla Polaków, ale na tym etapie jeszcze żadna z obu drużyn nie była skreślona.
Czwarta “pistoletówka” meczu i druga na Overpassie wpadła na konto Astralis, co postawiło szanse Polaków na tej mapie pod znakiem zapytania. Nasze wątpliwości zostały szybko rozwiane, bo Virtus.pro natychmiastowo odpowiedziało wygranym force-buyem i anty-eco, wychodząc na wynik 10:9. Niesamowite szczęście Petera “dupreeh” Rothmanna w kolejnej rundzie, w której wygrał clutcha 1 vs. 3 mając pod koniec tylko 1 HP, znowu pokrzyżowało plany polskiej drużyny.
THE 1HP 1V3 CLUTCH FROM @Xyp9x pic.twitter.com/yMOGNhYGTR
— ELEAGUE (@ELEAGUETV) January 29, 2017
Dalsze powiększanie się przewagi Astralis z minuty na minutę zmniejszało szanse Virtus.pro na zwycięstwo 2:0. Polacy nie powiedzieli jednak ostatniego słowa, bo przy wyniku 13:9 wygrali kolejną rundę i jeszcze raz spróbowali odrobić straty.
Mimo grania po słabszej stronie terrorystów, mimo świetnie przygotowanego przeciwnika i wszystkich innych przeciwności Virtusi ani przez moment nie przestali zadziwiać i doprowadzili do remisu, po którym szybko wyszli na prowadzenie 13:14. Następna runda – choć bardzo wyrównana – ostatecznie poszczęściła się graczom Astralis, dając kolejny z niezliczonych remisów w tym spotkaniu. Duńczycy poszli za ciosem i powiększyli swoje prowadzenie do 16:14, co dało im zwycięstwo na drugiej mapie.
Train 16:14 (6:9)
Trzecią mapę Virtusi zaczęli jak należy – od wygranej pistoletówki. W przeciwieństwie do drugiej mapy, Polacy tym razem rozpoczynali po stronie terrorystów.
Przewaga ekipy Wiktora “TaZa” Wojtasa szybko wzrosła do 0:5, dzięki czemu Virtus.pro udało się zgromadzić naprawdę spory zapas pieniędzy, które przydały się w dalszej fazie gry. Astralis przed kolejnym full-buyem wykorzystało pauzę taktyczną, ale nie przeszkodziło to Polakom w powiększeniu prowadzenia do 0:6 i – naturalnie – 0:7 po eco przeciwnika. Szczęście uśmiechnęło się Duńczykom dopiero w ósmej rundzie.
Gdy Astralis zaczynało odrabianie strat, nie miało już matematycznych szans na wygranie pierwszej połówki, ale wciąż walczyło o zmniejszenie straty do przeciwnika przed zmianą stron. W praktyce wyszło im to prawie bezbłędnie – Polacy znaleźli się blisko zwycięstwa tylko w dwóch ostatnich rundach, z czego ostatnią wygrali, a w przedostatniej ponownie ułamek sekundy przy rozbrajaniu bomby przesądził o rezultacie.
.@g5taz almost gets the 1v3 clutch, but @KjaerbyeCS gets the last-second diffuse… Intensity levels rising pic.twitter.com/rgGrlp7JFT
— ELEAGUE (@ELEAGUETV) January 29, 2017
Do ostatniej pistoletówki tego finału Virtus.pro podeszło z trzema rundami przewagi, co zapowiadało się obiecująco, szczególnie biorąc pod uwagę sprzyjającą im stronę CT. Na pistoletach Polacy stracili tylko jednego gracza i nie pozwolili rywalowi podłożyć bomby, trzymając Astralis z dala od pieniędzy potrzebnych na ewentualny force buy. Przy wyniku 6:11 Duńczycy byli zmuszeni do kolejnego eco.
Nicolai “dev1ce” Reedtz i spółka stanęli przed trudnym zadaniem odrobienia sporych strat do rywala, czemu sprzyjały ciągle brakujące pieniądze po stronie Virtus.pro. Kilka rund później wynik wskazywał już 12:13. Duńczycy z rundy na rundę byli coraz bliżej remisu, a ekipie Wiktora “TaZa” Wojtasa wciąż nie uśmiechało się szczęście.
Trudno skomentować, co właściwie wydarzyło się rundę później – Polacy musieli grać prawie samymi pistoletami przeciwko drużynie z pełnym sprzętem. Mimo to udało się pokonać rywala i wyjść na prowadzenie 12:14, które było niezwykle ważne w kontekście następnych rund – Astralis wygrało dwie z rzędu, ale wynik był remisowy i spotkanie wciąż pozostawało nierozstrzygnięte. W ostatnich dwóch rundach podstawowego czasu czekały na nas nerwy większe niż kiedykolwiek – w nich miało rozstrzygnąć się całe spotkanie.
W pierwszej z nich Astralis łatwo weszło na bombsite A i praktycznie bezproblemowo dostało match point. W ostatniej rundzie Virtus.pro znalazło się na resztkach sprzętu. No i niestety – scenariusz z poprzedniego starcia się powtórzył i Polacy przegrali 16:14.
Wszystko o ELEAGUE Major.