Respawn.pl

Amerykański sen, który stał się koszmarem

Autor: Krzysztof Sarna
Envy

Piękne wieżowce, wstrzymujące dech w piersiach widoki, życie okraszone dobrobytem… po prostu Ameryka. Chyba każdy z nas nawet przez chwilę zastanawiał się albo marzył o tym, żeby chociaż przez chwilę zasmakować wielkiego życia za oceanem. I rzeczywiście, pełna zgoda. W przypadku Michała “MICHU” Müllera życie prywatne mogło takie być, ale czy zawodowe również?  

Kiedy MICHU dokładnie rok temu opuszczał Polskę i przenosił się do Teamu Envy wszyscy byliśmy podekscytowani. W końcu było to opuszczenie rodzimej sceny, kiedy to Virtus.pro sięgało dna, a także próba wzbicia się na kolejny, wyższy poziom. Wszystko na tamten moment było takie piękne i idealne jak mogłoby się wydawać. No właśnie słowo klucz: “mogłoby”, bo czas wszystkie te plany dosadnie zweryfikował. 

31 stycznia dla MICHA z pewnością był bardzo szczęśliwym, o ile nie najszczęśliwszym dniem w życiu. Dołączenie do organizacji, która w przeszłości wygrała dwa Majory, musiało być ekscytujące. Być może było to nawet spełnienie marzeń dla 24-latka. Aż ciężko pomyśleć, w jakim stanie na dzisiaj jest Team Envy, a w jakim był jeszcze rok temu… 

Jednak spoglądając na to, ile Envy rozegrało spotkań przez 2020 rok, strasznie szokuje. Formacja w lutym rozegrała tylko otwarte kwalifikacje do amerykańskiego Minora, które okazały się szczęśliwe. Inny los natomiast spotkał MICHA i spółkę miesiąc później, kiedy to w marcu zajęli 5-6 miejsce w zamkniętych eliminacjach. I to tyle. Tak, naprawdę organizacja, która mierzy wysoko przez okres dwóch miesięcy, rozegrała tylko kwalifikacje do Majora. 

Nadszedł kwiecień, a w nim działo się już troszkę więcej. Stosunkowo jeszcze nowy zespół podjął się wystąpienia w pierwszym sezonie Flashpointa, ale koniec końców zajął jedenastą lokatę. Dwa tygodnie po tych zmaganiach organizację z Dallas spotkały kwalifikacje do DreamHacka Masters Spring, ale trzecia lokata niestety nie gwarantowała udziału w głównej imprezie. Jeśli chodzi o ranking ESL One: Road to Rio, to Envy zajęło piątą lokatę, co powiedzmy sobie szczerze – nie było żadnym wyczynem. Ostatnim wybrykiem przed zmianami kadrowymi był cs_summit 6. Trzeba przyznać, że był to już ostatni gwóźdź do trumny, ponieważ Polak z kompanami z ekipy zajął ostatnie miejsce wraz z New England Whalers. Wyższe miejsca zajęły takie ekipy jak Yeah Gaming, Team One czy Triumph…

Bardzo mierne rezultaty doprowadziły do zmian w składzie. Z Envy pożegnali się Kaleb “moose” Jayne oraz Ryan “ryann” Welsh. Funkcję trenera przestał pełnić Nikola “LEGIJA” Ninic, który stał się zawodnikiem, a w jego miejsce wstąpił Jakub “kuben” Gurczyński. Natomiast ostatnim elementem całej układanki stał się Thomas “Thomas” Utting. Cały roster był uformowany już 10 września, ale nie mieliśmy okazji tak szybkiego podziwiania go w akcji, wszak musieliśmy poczekać miesiąc. Ale w końcu nastał 10 listopada i Envy przystąpiło do rozgrywek 2 sezonu Flashpointa. Debiutancki mecz podopiecznych Gurczyńskiego oglądaliśmy z wielkim zaciekawieniem, ale nie było się czemu dziwić. Byliśmy po prostu głodni podziwiania Envy, ale w ostateczności to forZe okazało się lepsze. Mimo to nie traciliśmy nadziei, ale w kolejnym starciu MIBR grające z trzema zmiennikami wyszło zwycięsko. Koniec końców organizacja z USA wygrała tylko z Gen.G, a następnie przegrała jeszcze z BIG i MAD Lions, przez co zajęła 7-8 miejsce. I to by było na tyle.

Najbardziej szkoda nikomu winnych ludzi

Na prawie samym starcie należy poruszyć kwestię ludzi, którym oberwało się w całym tym zamieszaniu, a także są głównymi aktorami tego cyrku. Mam na myśli zawodników oraz trenera, chociaż po drodze zapewne znajdą się jeszcze jakieś osoby, które niestety spotkał tak przykry los. Można to delikatnie porównać do najprostszej sytuacji, w której po prostu nic nie zapowiada tego, że szef miałby nas wyrzucić z pracy, a nagle ni stąd, ni zowąd znajdujemy się za burtą.

Podobnie było właśnie w przypadku MICHA i spółki. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w ogóle nie zanosiło się na taki ruch ze strony organizacji. Sam Michał wspomniał, że wcześniej nic nie wiedział na temat potencjalnych zmian i kilka dni przed całą sytuacją “myślał, że godziny dzielą go od pierwszego treningu w nowym roku”. Zagłębiając się w sprawę, ogłoszenie miało miejsce w poniedziałek 11 stycznia, natomiast kadra dowiedziała się w piątek. 

Oczywiście trzeba wspomnieć o powodzie, dlaczego w ogóle doszło do przeniesienia całego składu na listę transferową. Tym rzekomo miał być brak inwestorów, przez co prowadzenie drużyny przestało być opłacalne. Zapewne wpłynęła też na to nieco panująca sytuacja z wirusem, przez którą ciężej o potencjalnych sponsorów.

Jednak nieco ciężej uwierzyć mi, że opłacalność z dnia na dzień się zmniejszyła. Po prostu nie wierzę w to. Zawodnicy zostali poinformowani tak naprawdę na ostatnią chwilę, byleby nie dowiedzieć się z przecieków, które już sam DeKay podsycał. W mojej opinii gracze powinni się dowiedzieć zdecydowanie szybciej, przez co mieliby jaśniejszą sytuację i większe możliwości. Niestety dzisiaj niektórzy muszą czekać na wykup, który wcale może nie być taki prosty…

Moda na wyrzucanie pieniędzy w błoto

XXI wiek określiłbym mianem gonitwy za pieniędzmi. Ciężko też nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Każdemu zależy na jak najlepszym bycie, więc jest to jak najbardziej logiczne. W esporcie natomiast może nie od początku, ale powiedzmy kilku ostatnich miesięcy, zapanowała niesamowita moda. Moda na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Tyczy się to szczególnie organizacji właśnie ze Stanów Zjednoczonych. 

Nowy skład z pewnością pochłonął wiele środków Teamu Envy. Ambicje też były wielkie i w zasadzie to chyba z początku niczego nie brakowało. Jeśli chodzi o kwoty transferów czy też nabycia zawodników to te pozostają nieznane dla opinii publicznej. Jednak można domniemać, że nie ma tu mowy o niskich kwotach. Nie neguję tego, że w ostateczności skład niczego nie osiągnął, bo był to aspekt czysto sportowy. Neguję natomiast fakt, że organizacja nie wykorzystała potencjału całego projektu. Skład został skompletowany we wrześniu, a w akcji go ujrzeliśmy dopiero miesiąc później, gdzie można było wziąć jeszcze udział w jakimś pobocznym wydarzeniu.

O wiele ciekawszym przypadkiem jest Cloud9, które postanowiło zbudować nowy skład oparty w większości na gwiazdach. Szczególne wrażenie wywarła na mnie kwota transferu Alexa “ALEX” McMeekina, która ponoć miała wynosić 1 650 000 dolarów. To dopiero pierwsza kwestia, bowiem jak jeszcze nie tak dawno mogliśmy obserwować opuszczenie zespołu przez trenera – Aleksandara “kassad” Trifunovicia. Rzekomym powodem miały być sprzeczne wizje gry obu panów. Zresztą kilka dni temu z C9 pożegnał się Özgür “woxic” Eker, którego dołączenie również nie było tanie. Turek niczego nie osiągnął, a w organizacji łącznie spędził cztery miesiące.

Z tego wszystkiego nasuwa się jeden i to bardzo prosty wniosek. Osobom odpowiedzialnym za budowanie drużyn brakuje wizji. Odnoszę wrażenie, że to właśnie w Stanach ludzie podchodzą na zasadzie “mamy pieniądze, weźmiemy kilka gwiazd, a wyniki same przyjdą”. W przypadku Cloud9 miałem mieszane uczucia już od samego początku, ponieważ za szybko udało się to wszystko skleić. Dlatego takie C9 nie odniosło póki co żadnych satysfakcjonujących wyników i równie ciężko o to będzie. Projekt został skazany na porażkę już na samym starcie przez niekompetentne osoby.

W Polsce gdzie śmiało można dostrzec, że gotówki jest mniej, a wizje lepsze, ta nie jest aż tak marnotrawiona. Osobiście wierzę, że prawie miniona szufla w końcu postawi naszą scenę na nogi. Widać to zresztą było już na etapie wyłaniania graczy, a żadna z formacji nie podejmowała gwałtownych ruchów i spokojnie przymierzała się do ewentualnych wzmocnień.

Czasem trzeba zrobić krok w tył, by potem móc zrobić dwa do przodu

Dążenie do osiągnięcia sukcesu nie jest łatwe. Każdy, kto odnotował powodzenie, z pewnością nie miał łatwo, a na swojej drodze spotykało go mnóstwo niepowodzeń. Miniony rok właśnie mógł taki być dla MICHA. Nie trzeba nikomu udowadniać, jak cholernie ambitnym gościem jest ten zawodnik. Ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, 2020 rok to rok w plecy, ale czasami taka jest kolej rzeczy i tak bywa.

Jestem przekonany, że bieżący rok będzie przełomowym dla Müllera, bo motywacja na pewno musiała pójść do góry. Myślę, że to jednak nie wina samego gracza, a po prostu losu. Nikt przecież nie spodziewał się tego, że organizacja nagle wykona taki krok i się wycofa. 

Najgorszą przeszkodą dla Michała jest czekanie do nie wiadomo kiedy, ale o tym w dalszej części. W życiu chyba tak już po prostu jest, że trzeba czasami zrobić ten przysłowiowy krok w tył, żeby brnąć do przodu. Mam nadzieję, że za jakiś czas te słowa będą opisywać karierę 24-latka, a Team Envy będzie po prostu nieudanym rozdziałem, z którego mimo wszystko będzie dało się wynieść konkretne wnioski.

Czekanie do nie wiadomo kiedy

Michał “MICHU” Müller jest też postawiony w nieciekawej sytuacji. Aktualnie znajduje się na liście transferowej i musi czekać, aż jakaś organizacja się po niego zgłosi oraz go wykupi. Jest to o tyle problematyczne, że nie wiemy o jakiej kwocie mowa, ale zapewne nie są to jakieś grosze. I to jest najgorsze, bo zakładając, że kwota odstępnego jest duża, Michałowi może być ciężko znaleźć nowy dom. Co innego w sytuacji, gdyby już teraz był wolnym agentem, wtedy bez wątpienia odezwałoby się mnóstwo formacji. 

Kolejną niewiadomą jest fakt, że również nie wiadomo, ile czasu MICHOWI przyjdzie jeszcze spędzić w tak niekorzystnej dla niego sytuacji. I wcale nie chodzi mi o to, że nikt nie zgłosi się po 24-latka, bo jestem świetnie przekonany, że niejedna ekipa skorzystałaby z jego usług, ale wydaje mi się, że większość będzie wolała poczekać i skorzystać na zasadzie wolnego transferu. 

Wszystko jednak pozostaje kwestią pieniędzy w tym przypadku i to kwota odstępnego odegra w tym przypadku kluczową decyzję. Z jednej strony jest to poniekąd zrozumiałe, ponieważ Envy chce na tym ugrać jeszcze jak najwięcej środków, by te się zwróciły. Z drugiej jednak zawodnicy są pokrzywdzeni, ponieważ tak jak Müller, są głodni gry, ale muszą czekać. 

Nie jest natomiast tak, że sprawa nie ma wyjścia. Oczywiście były zawodnik Virtus.pro w końcu stanie się wolnym agentem, ale również nie wiemy, kiedy to nastąpi. Najsłabszym stanem rzeczy będzie moment, kiedy MICHU zmuszony będzie czekać aż do wygaśnięcia kontraktu. Organizacja z Dallas zapewniła jednak, że będzie robić wszystko, co w jej mocy, by nie utrudniać zawodnikom kariery i dopuścić ich do podjęcia nowych wyzwań. 

Problemem także zapisy w kontrakcie?

Kontrakty. No właśnie. Zmora przede wszystkim wielu młodych zawodników, ale nie tylko. Gracze, którzy mają podpisać kontrakt albo właśnie to robią, nie zwracają uwagi na wszystkie zapisy czy szczegóły. I to rodzi wielki problem. Oczywiście nie wiemy, co MICHU miał zapisane w kontrakcie, ale na ten moment znajduje się na liście transferowej, ponieważ miał taki zapisek w umowie. 

Dla porównania Jakub “kuben” Gurczyński na tej liście nie jest, co zresztą sam potwierdził za pośrednictwem Twittera. 

Być może udałoby się uniknąć aktualnej sytuacji, ale to tylko domysły. Należy jednak pamiętać, że warto zawsze czytać kontrakty dwa razy i pilnować wszystkich szczegółów.