Respawn.pl

Czy naprawdę potrzebujemy The International w wersji CS:GO?

Autor: Sergiusz Lelakowski

Od dłuższego czasu w mediach popiskiwał temat The International, czyli kolosa turniejowego szczególnie w kategorii puli nagród. Jednak tak naprawdę, nie tylko o to rozbija się clou sprawy. Czego chcemy z tego, co ma The International, a nie mają największe turnieje CS:GO i czy naprawdę potrzebujemy odpowiednika tego giganta?

The International powoli dobiega końca, ale dyskusja, jaką wytworzył raczej nie skończy się w dniu, kiedy poznamy kolejnych e-sportowych milionerów lubujących się w grze, jaką jest Dota 2. Wątki, jakie rozbudził są różne. Jedni zachwycają się pulą jednocześnie trochę plując jadem, że inne gry takich pieniędzy na jednym turnieju nigdy nie zobaczą, inni rozwodzą się w sprawie samej idei, a kolejni uważają, że TI ma format taki, jaki powinniśmy widzieć podczas każdego dużego turnieju i to właśnie tutaj pojawiło się w ostatnim czasie najwięcej odzewu od osób, których turnieje dotykają najbardziej, czyli graczy.

Zacznijmy od pierwszej kwestii. Premierowy turniej w Dotę wysokiej rangi odbył się w 2011 i miał pulę 1 600000$, aktualnie sięga ponad 20 000 000$ przy The International 2016. W CS:GO w 2016 piszczymy jak dzieciaki na widok 1 000 000$ przy zmaganiach od ESL lub 1 400 000$ w przypadku ELEAGUE. Tak, pluję trochę jadem. Dlaczego VALVE nie chce postawić nas na równi ze społecznością kręcącą się wokół wielbicieli Dota 2? Różnica między finansowaniem TI, a naszych majorów etc. jest taka, że w pierwszym przypadku do puli dokłada się społeczność w zamian za płynące dla nich korzyści. Drugi przypadek wiemy jak funkcjonuje. Pieniądze wykłada wydawca gry, czyli właśnie VALVE. Czy stać nas na takie samo rozegranie sytuacji? Nie jestem wróżką, aby określić czy w aż takim stopniu, ale w jakimś istotnym z pewnością. Na pewno takim, aby podbić ten milion parę razy. Jesteśmy sporą społecznością, skupioną przy “kanterze” od paru ładnych lat. Bilety premium zawsze schodzą jak świeże bułeczki, ludzie są w stanie się za nie pozabijać. Gdybyśmy mieli uzyskiwać korzyści, tak jak gracze Doty, kiedy kupują tzw. Przepustkę Bitewną (gracz zyskuje same wspaniałości, których w inny sposób nie uzyska, a przy okazji dokłada się do puli) daję sobie rękę uciąć, a nawet dwie, że miałoby to wzięcie. Dlaczego więc VALVE nie chce wprowadzić czegoś takiego u nas? Nie wiem i nie potrafię tego zrozumieć. Czy tego właśnie chcemy? My może i tak, ze względu na materializm wokół wyjątkowych cudeniek, ale patrząc na opinię graczy… To nie o to im chodzi.
Zostawiając już pulę na boku warto przejść do tego najważniejszego wątku, jaki rozwinął się właśnie przez The International, czyli formatu rozgrywek. Tutaj lawinę komentarzy i rozmyślań zaczął Jesper „JW” Wecksell reprezentujący Fnatic w momencie, kiedy za pośrednictwem swojego konta na portalu Twitter napisał, że CS:GO potrzebuje swojego TI.

Na innej stronie, jaką jest Reddit rozwinął swoją myśl skupiając ją właśnie wokół sposobu, w jaki są prowadzone potyczki. Po pierwsze – długość trwania turnieju. Nasz najdłuższy major (którym został MLG Columbus) trwał sześć dni, czyli prawie dwa razy krócej niż The International. Wskutek tego potyczki w CS:GO są rozpisane inaczej niż w Dotę i tak naprawdę nieraz krzywdzą drużyny, a co za tym idzie po części fanów danego zespołu, którzy potrafią przejechać pół świata na dane wydarzenie z chęcią kibicowania ulubieńcom. Tak, wiem, że to są rozgrywki i w końcu się w nich walczy, ale chyba inaczej będzie Wam się “żyć” podczas turnieju krzycząc za swoją drużyną X pięć razy niż dwa.

Tak naprawdę może i nawet podczas sześciu dni da się przeprowadzić takie rozgrywki, aby naprawdę walczyć do upadłego, aczkolwiek wydaje mi się, że pociągnęłoby to za sobą wykończenie graczy, którzy i tak mają nieraz bardzo ciężkie dni podczas obecnej formuły zawodów. Nikt nie będzie w stanie zagrać na najwyższym poziomie przez naście godzin w ciągu kilku dni. Wobec tego, pozostawienie obecnej długości trwania zmagań przy zmianie formatu turnieju może okazać się złym pomysłem także ze względu na widzów. Tak, jak kiedyś powiedział mi Adrian Kostrzębski z ESL “Widz e-sportowy nie jest w stanie przesiedzieć 12 czy 14 godzin” i tak naprawdę analogicznie możemy to widzieć z perspektywy zawodnika. Nie mniej, przydałoby się wprowadzić właśnie podobny system, jaki jest przy The International. Drużyny mogłyby naprawdę wiele pokazać i przy okazji stworzyć jeszcze większe widowisko, co przełoży się na napędzanie całego biznesu wokół. Wilk będzie syty i owca cała, tylko trzeba siąść, rozplanować to z głową. Czy tego właśnie chcemy? Zdecydowanie. Potrzebujemy zmian w formule turniejów. Ze względu na drużyny przede wszystkim, bo to ich najbardziej to dotyka i nieraz boli.

Czy naprawdę potrzebujemy The International w wersji CS:GO? Chciałoby się rzec, że o to jest pytanie… Prawdą jest, że można bezdusznie przekopiować całe wydarzenie do nas, zmieniając nazwę albo nawet i nie, lecz chyba będzie po prostu bezsensowne. Valve powinno w tym momencie posłuchać przede wszystkim samych graczy, którzy mówią właśnie o zmienionym formacie rozgrywek. Oni nie płaczą o pulę nagród, ale właśnie o podwójną drabinkę i zmiany w strukturze zmagań. Gdyby ktoś to zauważył i zechciał wprowadzić, to da to niesamowicie dużo nie tylko graczom, ale także widzom. Poza tym być może będzie ciekawym kołem napędowym dla całej otoczki biznesowej, która z pewnością gdzieś w tym wszystkim jest i biada temu, kto wierzy, że tego nie ma.

Nie potrzebujemy The International, ale potrzebujemy przemyślenia tego, co można naprawić i w jaki sposób poczynić kroki ku lepszemu.