Respawn.pl

Kamil: Skończy się kolesiostwo i zostaną tylko najlepsi.

Autor: Robert Pieńkowski
fot. Olaf "Szeregowy" Ostrowski / Actina PACT

Od dłuższego czasu w kraju o nim cicho, po międzynarodowych projektach i krótkich współpracach z młodzieżą skupił się na pewnym zarobku w postaci indywidualnego coachingu. O kulisach dotychczasowej kariery, rozczarowaniach spowodowanych sytuacją w Polsce i swoich nadziejach opowiada Kamil “Kamil” Kamiński.

Łatka toxic. Zasłużyłeś sobie?

W jakimś stopniu na pewno, wiele z rzeczy mówionych o mnie jest prawdą ale zdarzają się też takie, które wykraczają poza skalę największych pomówień. Raz np. słyszałem plotkę a propos bootcampu w Lesznie (w składzie lys, nawrot, matty, xype i ja), gdzie rzekomo korzystaliśmy z usług matrymonialnych, także lepiej nie wierzyć we wszystko co się słyszy. 

Najróżniejsze pomówienia na Twój temat dotarły do mnie wielokrotnie i fakt, że jesteś wymagający nie budzi moich wątpliwości, ale uważam go za atut. Słyszałem też o mniej przyjemnych rzeczach, które podważają Twój profesjonalizm.

Na pewno przez te wszystkie lata mojego profesjonalnego grania popełniłem wiele błędów. Każdy z nas jest człowiekiem i je popełnia, staram się nie powtarzać raz popełnionego błędu. Wierzę, że czarne czasy Kamila Kamińskiego są już za mną, wyszalałem się, wyszumiałem, narobiłem wiele głupot i wydaję mi się że teraz jest już z górki.

Myślisz, że dojrzałeś? Coś się zmieniło w Twoim podejściu?

Jako zawodnik wydaje mi się, że na serwerze zawsze byłem osobą z chłodną głową, reprezentowałem mądrego i fajnego CS’a szczególnie za czasów PRIDE, zaś poza serwerem często zdarzało mi się podchodzić do czegoś bez zastanowienia, czego oczywiście dzisiaj żałuję, szczególnie widząc jak to się skończyło. Miałem ~20 lat, człowiek nie myślał przyszłościowo, nie zwracał uwagi na takie rzeczy jak swój image, czy jak mogą odebrać cię inni ludzie, w efekcie wszystko się posypało. Nie ma co kryć, że oprócz zawodników i naszej sceny, organizacje również czują dużą presję fanbase’u. Jeśli nie przypadasz ludziom do gustu i powtarzają się negatywne komentarze na Twój temat, to przyszły pracodawca nie spojrzy na Ciebie obiektywnie, już ziarno niepewności zostało zasiane w jego głowie. W moim podejściu na pewno zmieniło się to że nie mówię wszystkiego co mi ślina na język przyniesie, zrozumiałem że ludzie są różni i do każdego trzeba podejść inaczej. Nie mogę dopasowywać sobie ludzi pod siebie, szczególnie w grze drużynowej.

W Twojej wizji kantera możliwe jest stworzenie zespołu z ludzi, którzy nie chcą spędzać ze sobą czasu poza serwerem?

Jak najbardziej, jeśli nie wnoszą tych emocji na serwer i nie ma to wpływu na grę drużynową nie widzę przeszkód. Nie jest przecież powiedziane że największe firmy który zarabiają miliony mają obsadę przyjaciół, są tam po prostu najlepsi ludzie z danej dziedziny i jakoś to funkcjonuje. Może w momencie, kiedy organizacja wymusza na zawodnikach mieszkanie w jednym mieście i przebywania w placówce ze sobą przez bardzo długi czas, może to mieć jakiś negatywny wpływ, ale w sytuacji gdy podchodzimy do sprawy profesjonalnie i raz na miesiąc robimy bootcamp to nie widzę przeciwwskazań.

Niewyjaśnione pozostają kulisy rozstania z Izako Boars. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że do dzików trafiłeś ze statusem gwiazdy. W Pride byłeś filarem czołowej Polskiej ekipy, która potrafiła odcisnąć swoje piętno na arenie międzynarodowej. Wraz z Repo stanowiliście ten doświadczony człon, który miał wynieść drużynę złożoną z wybranych przez Izaka talentów (STOMP, neex, LUULIGUZMAN – przyp. red.) na europejskie salony. W momencie rozpadu zespołu wiele gorzkich słów zostało skierowane w Twoją stronę.

Prawdę mówiąc nie oceniłbym tego jako status gwiazdy, byliśmy z repo zawodnikami którzy prezentowali konkretny poziom csa, pokazywaliśmy się na scenie europejskiej, dominowaliśmy lany w Polsce w momencie kiedy nie było na nich starego ESC (minise i spółka). Gwiazdami tam były raczej 3 osoby z ROG’a. Na pewno z perspektywy obserwatora amatora, który bardziej kojarzył tamtą trójkę z wygranej na ROG’u, a mniej nas, nie byliśmy tak atrakcyjni medialnie. Wszystko zaczęło się sypać w momencie kiedy byliśmy w kropce mając 2 nominalnych snajperów w drużynie. Pomimo tego, że STOMP zgodził się być drugą AWP’ą to nie szło to w obranym kierunku. Brakowało nam jeszcze entry, którym miał być LUULI, ale jego styl gry kompletnie zaprzeczał temu co powinien robić entry i to nie mogło się udać. Składu po prostu kompletnie nie dało ułożyć się rolami. STOMP po Lordi’s Game Cup (który do dziś nie wypłacił nam pieniędzy i raczej nigdy ich nikt nie zobaczy) zrezygnował i wrócił do pracy za granicą. Repo potem dość emocjonalnie podszedł do sprawy i przez fanpage ogłosił, że odchodzi. Od tamtej pory, pomimo wielu zmian, ciągle staliśmy w miejscu. Jedyny mały sukces to zwycięstwo w Serbii na Squared i mix nexy (obecnie IGL CR4ZY – przyp. red.). Nie było to na tyle zadowalające, by utrzymać skład w jednym lineupie przez długi czas. 

69090865 2411802992428753 1256339420831809536 n

Jako lider, w składzie Izako Boars bez Repo, nie miałeś możliwości zbudowania lepszej drużyny? Nicki Morfana, Xype’a i Nawrota na koniec 2017 roku nie robiły wrażenia na postronnych obserwatorach.

Gdybać można, czy były lepsze opcje, czy też nie. W tamtym momencie dostałem informacje od jednego z ludzi odpowiedzialnych za sociale/deale, że do PGA ma być gotowy skład, bo tam chcemy go zaprezentować. Przeszkodą był krótki czas na zebranie piątki i moment w którym to wszystko się stało. Prawie każdy doświadczony gracz był gdzieś zakontraktowany, pytałem znajomych po PPLu, zasięgałem opinii wielu osób kto byłby warty przetestowania i wyszło jak wyszło. Na pewno nie żałuję że mieliśmy w teamie Morfana bo naprawdę dawał wiele z siebie w tej drużynie, zaczął callować, przygotowywał wiele rzeczy na serwerze. Ja mogłem skupić się na strzelaniu z AWPy, którą wtedy mainowałem i fajnie to wyglądało. Presja zaczęła się kiedy nie było wyników i przegrywaliśmy na bardziej doświadczone miksy. Jako najbardziej obserwowana organizacja w Polsce mocno obrywało nam się w socialach, co powodowało niepewność i u mnie i u innych zawodników. Grało się co raz trudniej. Było tak, że czasami przejmowałem pałeczkę i callowałem, a jak coś nie wychodziło to zadręczałem się tym, że to moja wina. Zacząłem wątpić w swoje umiejętności jak i decyzje przez co zacząłem prezentować się gorzej. Dopiero w Fnatic Academy zrozumiałem, że call może być dobry, ale jego wykonanie przez zawodników tragiczne. Wtedy odzyskałem pewność siebie i motywację do ponownego prowadzenia.

Następnym istotnym krokiem zawodniczym był dla Ciebie występ w GAMERZ, który ostatecznie również pozostawił więcej pytań niż odpowiedzi. W pamięci utkwiła mi przede wszystkim Twoja wypowiedź o Spawnie, podważająca jego autorytet. Niezależnie od słuszności wypowiedzi, nie sądzisz, że trzymanie języka za zębami mogłoby pomóc Ci w lepszym prowadzeniu kariery?

Wiele osób zaczęło o tym mówić, wypowiadając się w krytyczny sposób na mój temat. Nikt z Polski, poza jrz, nie był w tym programie i nie wie ile rzeczy było ustawione tam pod publikę. Całe to zajście było poniekąd wyreżyserowane przez studio, pocięte w taki sposób, by pokazać że jest między nami zła krew, gdy tak naprawdę na następny dzień na treningu śmialiśmy się z tego. Oczywiście mogłem milczeć i nie mówić nic i pewnie bym na tym lepiej wyszedł, jak wiele razy w przeciągu tych kilku lat. 

Niesprzyjający okazał się również format całego wydarzenia (kontrakt z Fnatic Academy dostawali zwycięzcy finałowego meczu – przyp. red.). Z perspektywy czasu z Twojej niebieskiej drużyny na głębokie wody wypłynął tylko Carcass, podczas gdy z GAMERZ RED, każdy z graczy z wyjątkiem MaTaFe (obecnie reprezentant North w Apex Legends – przyp. red.) z większymi lub mniejszymi sukcesami kontynuuje csową karierę. 

Prawdę mówiąc parę dni przed końcem programu dowiedziałem się jak to wszystko będzie wyglądać, że cała piątka wygrywając finał dostaje się do Fnatic Academy. Zgłosiłem się tam ponieważ byłem bez teamu, jrz powiedział mi na czym to polega i był to czysty spontan, jednego dnia wysłałem ogłoszenie, drugiego dnia dostałem telefon, że na następny dzień mam samolot do Szwecji. Była to fajna przygoda, przede wszystkim ciężka, bo ograniczenia które tam mieliśmy były kosmiczne. Zero cukru w domu, zakaz używania telefonu, blokada na strony internetowe (dostępna był tylko serwis esportal). Psychicznie człowiek trochę tam wysiadał, w szczególności, że był całkowity zakaz opuszczania kompleksu. Co do sukcesów które odnieśli chłopaki to fajnie, że im wyszło, zżyłem się z nimi trenując, potem jako ex-fnatic academy i z większością utrzymuje kontakt do dziś. 

Nie sądzisz, że podział graczy na drużyny nie był sprawiedliwy i były one nierówne? Jakby tego było mało przeciwny team trenował Devilwalk. Porównanie karier obu projektowych trenerów w CS:GO pozwolę sobie przemilczeć.

Zabawne jest to, że na afterze dopiero od Jamesa Banksa dowiedziałem się dlaczego to MaTaFe wylądował w czerwonym zespole. Uzupełniając formularz stwierdziłem, że nie będzie sensu wpisywać tam polskich lanów, na których wygrywało się parę stów i router bo zajęłoby to wieki, szczególnie że wszystkich nie pamiętam więc wpisałem tylko i wyłącznie jakieś europejskie turnieje. MaTaFe powpisywał wszystkie turnieje w których uczestniczył, nawet lany o słuchawki. Na imprezie zapytałem Banksa, dlaczego mówiąc o bardziej doświadczonym graczu, wziął gościa, który w sumie występował tylko FPL-C, a nie mnie. Odpowiedział,że on miał tylko kartkę A4 z wypisanymi lanami a lista od MaTaFe była wyraźnie dłuższa od tej mojej. Co do drużyn – równe czy nierówne ciężko stwierdzić. Na pewno śmiesznym było to, że drużyna przegrywająca traciła zawodnika i mogła go wymienić na teoretycznie lepszego, przez co potem TEAM RED miał bardzo fajną drużynę, bo przegrywali z nami mecze i powoli dobierali sobie drużynę, którą ostatecznie nas zbili, a my mieliśmy kompletnie niedobrane role. Decyzja SpawNa, który wziął do nas Carcassa przy zmianie zawodników do dziś jest dla mnie trochę śmieszna. Został nam zabrany entry, a w zamian dostaliśmy kolejnego snajpera do teamu, bo w tamtym momencie ja i bomez graliśmy już AWP. Coś jak w Izako Boars.

Ostatecznie wyszło na Twoje i trafiłeś do zespołu zbudowanego wokół zwycięzców programu. Zapowiadało się świetnie, w pewnym momencie byliście liderami ESEA Advanced i faworytem do awansu do MDLa. Chciałoby się powiedzieć, że skończyło się jak zawsze…

Chwilę po tym, jak chłopakom nie przedłużyli kontraktów z Fnatic Academy, odezwał się do mnie MaTaFe, informując że chcą odsunąć od składu Meddo i spróbować gry ze mną. Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o role jak i atmosferę w teamie był to najlepszy skład w jakim grałem. Zaczęliśmy ciężko trenować, wyniki były, do momentu kiedy regularnie graliśmy ze sobą to w oficjalnych meczach mieliśmy świetny bilans, 30 wygranych przy raptem 2 porażkach. MaTaFe to zdecydowanie najlepszy, pod względem umiejętności i kompetencji, teammate jakiego miałem. Ustaliliśmy niestandardowy system trenowania, który nie był długi, ale za to jak się okazało po wynikach bardzo efektywny. Ja przejąłem rolę IGLa, a MaTaFe zajmował się sprawami serwerowymi (przygotowywanie taktyk i setupów – przyp. red.). Mieliśmy też świetnego luckeRa, który wcześniej reprezentował barwy BIG. Wszystko szło świetnie, aż do rozpoczęcia roku szkolnego. LuckeR musiał odpuścić CSa tak samo jak i AlekS, więc wspólnie zadecydowaliśmy o rozpadzie. Nie było między nami żadnej złej krwi, po prostu nie było warunków by grać dalej tą piątką.

I tu pierwszy wyraźny stop w rozwoju z perspektywy gracza. Wziąłeś się za indywidualny coaching, po czym trafiłeś na ławkę szkoleniową do PACTu. To dosyć zaskakujące, bo po grze z chłopakami z fnatic academy mogło się wydawać, że w końcu zostałeś doceniony w roli zawodnika. Czemu przygoda w PACT tak szybko dobiegła końca? Dały o sobie znać animozje z przeszłości?

Po tym jak rozpocząłem indywidualne trenowanie graczy odezwał się do mnie Padre z propozycją coachowania PACTu. Stwierdził, że chłopaki potrzebują kogoś kto pomoże im odświeżyć podejście do gry jak i wesprze w rozwoju, bo byli w nieciekawej sytuacji przed zbliżającymi się finałami PLE. Uważam, że fajnie nam się pracowało. Zżyłem się z chłopakami, których przecież znałem od dawna. Z Dawidem wyśmienicie mi się pracowało, wydaję mi się że bardzo nie doceniamy go jako kapitana. Bez dwóch zdań robi on robotę jak mało kto w Polsce. Mój perfekcjonizm nie pozwala robić rzeczy na dwa fronty, więc rzuciłem pracę za barem i chciałem full-time pomagać PACTowi, lecz na tamten moment, z tego co usłyszałem, nie było budżetu na to bym mógł robić to w 100% i utrzymać się z pracy trenera, więc zakończyliśmy współpracę.

Czyli odejście było wyłącznie Twoją decyzją?

Tak, w 100% była to moja decyzja. Rozmawiałem wtedy z Padre jak i Jędrzejem przez telefon, dostałem na stół warunki jakie mogą mi zapewnić i po krótkiej rozmowie powiedziałem, że dziękuję i życzę im powodzenia dalej.

Z czego wynika to niezdecydowanie między rolą trenera i gracza?

Ciężko powiedzieć, w momencie zakończenia współpracy z chłopakami z ex-fnatic academy rozpocząłem program coachingowy, który miał pomóc młody graczom szybciej i efektywniej trenować. Zacząć rozumieć gierkę w kompletnie inny sposób, zgłosiły się do mnie naprawdę setki osób, głównie spoza granic Polski. Było dość głośno o tym na twitterze i najwyraźniej usłyszał o tym Padre, który zaproponował mi coaching, a ja będąc bez realnych perspektyw na grę zgodziłem się. 

Co wpłynęło na podjęcie decyzji o wyjeździe do Indii? Nie miałeś innych ofert? Nawet dla mnie, interesującego się azjatyckim csem, kraj Ghandiego to mocno egzotyczny kierunek. Hindusi nie potrafią się nigdzie przebić nawet w słabo obsadzonych kontynentalnych kwalifikacjach. 

Jak zwykle był to przypadek. Pół roku przed wyjazdem jakiś gość o nicku Bibby, który trenował teamy z amerykańskiego MDLa, napisał post na twitterze, że szuka IGLa na poziomie MDLa do jakiejś nieokreślonej publicznie drużyny i zachęcał do zostawienia zgłoszeń w jego wiadomościach prywatnych. Zgłosiłem swoją kandydaturę, ale nie odezwał się do mnie więc stwierdziłem, że szansa przeszła mi koło nosa. Minęło pół roku, i nagle dostałem informację zwrotną, że jest drużyna z Indii, za którą stoi duża organizacja i chcą dwóch strzelców z Europy. Usłyszałem “Indie” i od razu wybiłem sobie to z głowy, ale po pewnym czasie kiedy porozmawiałem z Zorinem i uzmysłowiłem sobie że nie będę jechał tam jako jedyny polak zgodziłem się, jak zawsze spontanicznie i z perspektywy czasu nie żałuję. Wszystko było na najwyższym poziomie: komputery, monitory 240hz, apartament gdzie spędzaliśmy czas razem. Włodarze dbali o wszystko tak, by nikt nie był zawiedziony przyjazdem do placówki. Sama rzeczywistość trochę mnie przeraziła, to gigantyczna zmiana kulturowa. Wychodząc z lotniska i zmierzając w stronę apartamentu miałem coraz większe obawy co do słuszności podjętej decyzji i świadomości tego, gdzie aktualnie się znajduję. Pomimo tego, że Mumbai w którym byliśmy to duże miasto, to jak to się mówi na ulicach panowały syf, kiła i mogiła. Jeśli zostałbym tam dłużej, to pomijając aspekt gamingowy, środowisko wpędziłoby mnie w depresję.

56355231 303283760368902 6457887563267964928 n

No własnie, skończyło się stosunkowo szybko. Co było powodem tak szybkiego powrotu do Polski? Do nas do kraju nie dotarły w zasadzie żadne informacje o pozytywnych aspektach tej współpracy.

Kolejne krótkie bo krótkie, ale istotne doświadczenie, poznanie ich kultury, ludzi jak i świetnych włodarzy Global eSports. Nie przedłużyliśmy współpracy pomimo chęci ze strony organizacji, zbyt dużo zostawiliśmy w Polsce. Było ciężko z dala od rodziny, bliskich i przyjaciół. Nie mam już 15 lat, żeby lecieć tylko i wyłącznie za marzeniami. Trzeba w tym wszystkim jakiegoś balansu, którego nie byłbym w stanie zachować zostając w Indiach na stałe. 

Jesteś w stanie wskazać jakieś różnice w pojmowaniu CSa u nas i w Indiach? Czym pozytywnie i negatywnie zaskoczyli Cię miejscowi gracze? 

Na pewno jeśli chodzi o znajomość granatów to Indie przebijały Polskę, przynajmniej na tym średnim tierze. Najbardziej zaskoczyła mnie mentalność miejscowych graczy. Robili non stop coś sami z siebie, oglądali demka, co chwilę podchodził do mnie jeden z drugim: “słuchaj zrobiłem takie coś dzisiaj, może to się przyda”. W Polsce często jest tak, że wszystkie aspekty taktyczne spoczywają na IGLu, co uważam za słabe. W szczególności, że bierzemy zły przykład ze świata i często usuwamy IGLa na rzecz aimera, myśląc że jakoś to będzie – efekty widzicie wszyscy.

Jak wyglądało granie pcw? Trenowaliście wyłącznie na zespoły z Indii?

Trenowanie tam było dość frustrujące, ponieważ większość drużyn była bita do 1 czy 2, przez to jak słabo rozwinięta jest tam scena. Trenowaliśmy na zespoły z krajów, na które dało radę mieć mniej niż 100 pingu, także była w tym pewna różnorodność, ale tak czy siak nie było to to samo co w Europie. Największy problem mieliśmy z regularnym znajdywaniem pcw, najczęściej znajdowali je nasi kompani poprzez wiadomości na steamie i bookowanie znajomych teamów. Olbrzymi kontrast do tego, jak wygląda szukanie meczu w Europie.

Pojawiło się zainteresowanie miejscowych kibiców? 

Pewnie że tak, razem z Adrianem zostaliśmy fajnie odebrani na COBX’ie. Było trochę zdjęć, ludzie nam kibicowali, oklaski przy wejściu na scenę. Pomimo różnicy koloru skóry człowiek czuł się tam akceptowany, a wręcz wspierany przez publikę. Było to naprawdę fajne i odmienne doświadczenie. 

Z perspektywy czasu uważam, że Twoje dokonania to synonim niespełnionych, przede wszystkim własnych, oczekiwań. Powrót do Polski, zamiast dużych organizacji pojawiły się epizody współpracy z młodzieżą, ale w orgseekers też nie zagrzałeś długo miejsca…

Przez to jaką opinię wyrobiłem sobie na polskiej scenie ciężko mi dostać szansę w jakimkolwiek zespole który jest blisko czołówki. Zaproszenia na europejskie turnieje, nawet te internetowe, wsparcie organizacji znalazły się poza moim zasięgiem. A to właśnie na tej europejskiej scenie najlepiej się odnajduję. Odczuwam duże różnice między graniem w składzie międzynarodowym a krajowym. Zawodnicy u nas to w 90 procentach konformiści. Kiwamy głową i akceptujemy wiele rzeczy, pomimo tego że się z nimi nie zgadzamy. Ja zawsze starałem się przedstawiać swoją wizję, nawet w sytuacji braku aprobaty ze strony większości. Jest to jeden z głównych powodów dla którego tak bardzo ciężko mi o fajną szansę na naszym podwórku. Nie chcę zabrzmieć w sposób, w którym broniłbym się od jakichkolwiek zarzutów, bo wiele z nich jest prawdą, ale też wiem że mało jest zawodników na polskiej scenie z moim podejściem do tej gierki. W momencie kiedy nasz ówczesny manager Apaxi powiadomił nas o tym, że jest szansa na to by ktoś nas zgarnął do organizacji (mowa o PRIDE – przyp. red.) i będzie nam płacił za granie to byłem oszołomiony. Starałem się jak tylko mogłem by nasza drużyna była w czołówce Polski i tak też było. CS wtedy był trochę inny, nie było takiego podziału na role jak teraz, wiele osób inaczej patrzyło na gierkę i jeden starał się bardziej drugi mniej. Bardzo irytuje mnie podejście niektórych młodych graczy na naszej scenie, którzy po 2 lanach uważają że są doświadczeni i wymagają więcej niż osoby które przez ćwierć swojego życia jeździły i wygrywały LANy. Zdarzały się też przypadki, że na pcw ktoś sobie pisał na steamie, flirtował z dziewczynami na messengerze, czy też robił 20 innych rzeczy bo przecież “to tylko PCW”. Jak masz potem wiedzieć na co Cię stać w 100% skoro nie przykładasz się do treningu. To jedna z ważniejszych kwestii, która na pewno musi zostać poruszona. Tak jak to, że nie potrafimy efektywnie trenować. Moim zdaniem treningi przeprowadzane u nas to jeden wielki chaos, byle rzucić taktykę 2 razy, zagrać te 3 czy 4 pcw i do widzenia, wracamy zająć się życiem codziennym. Wiele osób, szczególnie młodych, nigdy nie było w pracy, nie wie jak to wygląda i ile trzeba czasu i wysiłku by dostać godziwe pieniądze. Esport jest dla nich trochę drogą na skróty, gdzie za to co robiłeś wcześniej dostajesz konkretne pieniądze. Nie każdy rozumie, że jest to jego praca i nie przykłada się do tego tak jakby wymagali od niego pracodawcy, którzy przecież mu zaufali. W robocie coś spieprzysz i dostaniesz przysłowiowo po łbie od przełożonego, tutaj na kogoś krzykniesz czy zwrócisz uwagę to stajesz się toksyczny. Dlatego podoba mi się pomysł x-kom AGO, to fajna inicjatywa w której każdy z graczy będzie obserwowany przez trenera, który będzie mógł zdawać relację i uczciwie oceniać zaangażowanie. To o tyle istotne, że uwag trenera zawodnik nie ma prawa odebrać jako osobistego prztyczka.

W czym takim razie widzisz główne różnice w grze chłopakami z Fnatic Academy a uczestnictwem w krajowych formacjach?

Po pierwsze efektywność treningów. Po drugie samo zaangażowanie graczy i docenienie czegoś takie jak dobry flash czy skrót by zdobyć informacje było nagradzane komplementem od kolegi z drużyny, bo każdy tam rozumiał jak ważna była pojedyncza decyzja danego zawodnika. Wydaję mi się że jako zawodnicy za mało skupiamy się na indywidualnym rozwoju wszystkiego poza strzelaniem, często zdarza się że europejskie mixy wygrywają na nasze, długo trenujące ze sobą drużyny, czy też polski mix doświadczonych zawodników wygrywa na niby zgraną polską ekipę. Dlaczego? Bo to, że drużyna trenuje nie oznacza że będzie lepsza niż mix. Jeśli mix posiada doświadczonych na scenie zawodników, którzy potrafią podejmować lepsze decyzje pod presją i pod chwilowym impulsem, to na 100% wygra z piątką, która jedyne co robi to bezmyślnie trenuje taktyki. Kompletnie nie dbamy o to, żeby robić coś poza treningiem drużynowym, by rozwijać się indywidualnie – szczególnie jeżeli chodzi o wiedzę na temat gry i jej rozumienie, zestawienie się z topowymi graczami i próbę przeanalizowania, dlaczego ta osoba jest tak wysoko, a ja nie. Szukamy głupich usprawiedliwień, jak np. “jak bym go zabił to byśmy wygrali”. Czasami może być to prawdą, ale nie zrzucajmy wszystkiego na dyspozycję dnia. Sam MAJ3R powiedział, że w top30 nie chodzi już o strzelanie, tylko o to jak szybko potrafisz się dostosować na serwerze do przeciwnika i to, czy podejmiesz dobrą decyzję przesądza o losach rundy, a w efekcie meczu.

Uważasz, że Polacy nie wiedzą jak trenować, czy jednak po prostu nie chce im się tego robić?

50/50. Nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, bo wiadomo że mamy rzetelnych zawodników, którzy mogą być dumni ze swojej pracy zarówno na, jak i poza serwerem. Rzecz w tym, że teamy, które stoją od dawna na tym samym poziomie, szukają rozwiązania w zmianie składu, gdy po prostu mogliby wskoczyć wyżej, jeśli tylko każdy pojedyńczo zacząłby się rozwijać indywidualnie poza treningiem. Oczywiście rozwój drużynowy jest równie ważny, ale to najczęściej gracz w ułamkach sekund podejmuje indywidualne decyzje, które wpływają na losy rundy, nie można we wszystkim zdawać się na IGLa. Prowadzenie za rączkę dawno się skończyło i nie jest już efektywne przy tak szybkim rozwoju drużyn, wóz albo przewóz. Skończy się kolesiostwo i zostaną tylko najlepsi. Przecież my w PRIDE w finalnych składzie który prezentował się świetnie na europejskie scenie, przynajmniej na standardy, które wtedy były w Polsce, wcale nie mieliśmy świetnej atmosfery. Były napięcia między zawodnikami poza serwerem, ale w momencie kiedy był mecz każdy dawał z siebie 100% i wygrywaliśmy to co powinniśmy. 

Jakie jest na to lekarstwo? Te różnice to powód dla których Polacy nie próbują sił w międzynarodowych składach?

Jeśli za drużyną będzie stał dobry szkoleniowiec i to on będzie odpowiedzialny za to w jaki sposób drużyna trenuje, coś na wzór LoLa, to może to nam pomóc w tym, by mieć więcej drużyn w czołówce. Często jest tak, że nie widzimy poprawy, nie potrafimy stwierdzić co jest nie tak, co dokładnie zawiodło. A to właśnie trener, jako osoba która widzi POVa każdego z osobna, powinien być kluczem do poprawy gry. Wiadomo, nie zależy to w 100% od niego, bo ostatecznie to zawodnicy muszą być na tyle mocni i samoświadomi, by się uczyć i potem wprowadzać to do gierki. Jeśli zaś trener stwierdzi, że w tym składzie rozwój nie jest możliwy, wtedy można zacząć myśleć o zmianach zawodników. 

Skąd w Polsce weźmiemy ludzi, gotowych wskazywać innym jakie błędy popełniają? Import trenerów zza granicy?

Nadzieją są starsi, doświadczeni gracze, którzy skończyli już przygodę z graniem, ale dalej żyją csem. Można pomyśleć o szkółce przygotowującej trenerów do wykonywania zawodu.

Byłbyś zainteresowany udziałem w takiej edukacji w roli nauczyciela, czy jednak góruje pragnienie powrotu do gry drużynowej?

Z przyjemnością rozważę każdą ofertę, która umożliwi mi bycie blisko gry, ale priorytetem jest dla mnie kariera zawodnika. Najbardziej interesuje mnie możliwość strzelania na wyższym poziomie, nie chcę wracać do miksowania otwartych kwalifikacji, ale wszystko przyjmę z pokorą. Coaching też jest interesująca opcją i również w tej roli jestem w stanie dać wiele drużynie.