Respawn.pl

Kilka słów krytyki o HyperX Pulsefire Dart i ChargePlay Base

Autor: Mateusz Olczyk
hyperx_pulsefire_dart_chargeplay_base

Szukasz nowego gryzonia w celu dopełnienia swego gamingowego arsenału? A może po prostu planujesz pozbyć się z biurka kolejnego, przeszkadzającego kabla? Jeśli tak to rozsiądź się wygodnie, bo dziś przyjrzymy się HyperX Pulsefire Dart i ładowarce indukcyjnej ChargePlay Base

Zanim zaczniemy, muszę Ci się do czegoś przyznać Drogi Czytelniku – choć przez moje ręce przeszło całkiem sporo najróżniejszych gryzoni, to jeszcze nigdy nie miałem okazji zakosztować korzystania z porządnej, bezprzewodowej myszy gamingowej z górnej półki. Z tego też powodu moje serce uradowało się, a oczekiwania wystrzeliły pod niebiosa, na wieść o możliwości przetestowania HyperX Pulsefire Dart. A jak wiadomo, im bardziej rozdmuchane nadzieje, tym większy potencjalny zawód. Zabierając się jednak do pracy, postarałem się odrzucić je wszystkie i podejść do tematu w możliwie najbardziej obiektywny sposób. Zapraszam więc do lektury 😉

Sensor Pixart PMW3389
Zakres dpi 200-16000(przeskok co 50)
Pooling Rate 125/250/500/1000 Hz
Max. Speed ~10.16 m/s (wg. specyfikacji sensora)
Ilość przycisków 6 + scroll
Wymiary 124,8 x 43,6 x 73,9 mm
Waga(bez kabla) 112g

Kształt, waga, wielkość, powierzchnia

hyperx_pulsefire_dart1

Choć podane w powyższej tabelce wymiary mogą sugerować, że mamy do czynienia z całkiem niemałym gryzoniem, to Dart w dłoni sprawia wrażenie… drobnego. Wydaje się on być nawet bardziej płaski od mniejszego przecież Logitech’a G403. Przede wszystkim w tylnej części brakuje rozmiarów, przez co początkowo nie byłem w stanie odpowiednio dociskać myszy do podkładki. Dłoń szybko jednak przyzwyczaiła się do nowej sytuacji, a ja nie odnotowywałem więcej problemów z trafieniem przeciwnika przez niedostateczną kontrolę 😉 Mimo mojego pierwszego odczucia obcowania z myszą wręcz malutką, trzeba uczciwie przyznać, że Pulsefire Dart należy raczej do segmentu średnich wielkościowo gryzoni. Wyprofilowanie pod prawą dłoń jest bardzo przyjemne, choć rzecz jasna nie sprzyja relaksowi dłoni, a raczej zachęca do bycia w ciągłej gotowości do sprzedawania headów. Osoby o nieco mniejszych dłoniach(u mnie 13.1 cm od kciuka do końca palca środkowego) raczej nie będą mieć problemów z łapaniem myszy palm gripem, jednak u mnie to claw sprawdzał się o wiele lepiej.

hyperx_pulsefire_dart2

Wagi myszy regulować rzecz jasna nie możemy. I choć po spojrzeniu na specyfikację może nam się zdawać, że Dart jest dosyć ciężki(110g wg. producenta, 112g wg. mojego pomiaru), szczególnie w czasach gryzoni takich jak Glorious Model O, to osobiście nie miałem żadnego problemu z jego wagą. Co więcej – choć G403, z którego korzystam na codzień, jest wyraźnie lżejszy, to za sprawą tragicznie sztywnego kabla ogranicza ruchy i męczy zdecydowanie bardziej niż propozycja HyperX. A czy te 112g to rzeczywiście tak sporo jak na mysz bezprzewodową?

hyperx_pulsefire_dart3

Materiały… materiały, materiały. Przyznam szczerze, że ciężko mi jednoznacznie pochwalić producenta za ten aspekt. Plecki myszy i główne przyciski pokryte są delikatnie gumowanym plastikiem. Jest całkiem udany, przyjemny, a jak na ten typ powierzchni, nie brudzi się nadzwyczajnie. Przyciski boczne to natomiast błyszczący plastik. Rzadko trzeba go przecierać, więc tutaj spory plus. Największe zastrzeżenia mam natomiast do boczków. Panowie z HyperX’a, zastosowali tu, jak sami piszą “imitację skóry”. Materiał ten jest miękki, niesamowicie wręcz przyjemny podczas korzystania z myszy. Niestety – bardzo wzmaga potliwość. Moje palce i tak mają tendencję do potliwości, a ta “skóra” potęguje zjawisko do tego stopnia, że w trakcie testów gryzoń dosłownie wyślizgnął mi się z dłoni! Po czasie udało mi się do tego przyzwyczaić, jednak osoby z podobnymi problemami do moich powinny poważnie zastanowić się przed zakupem Dart’a, szczególnie jeśli korzystają z fingertip’a.

hyperx_pulsefire_dart4fix


Precyzja

Tutaj zostaliśmy zaszczyceni absolutnym top tierem – PMW3389, który jest podrasowaną wersją flagowego PMW3360. LOD(lift-off distance) na podkładkach DM Pad L i czarnej Zowie G-SR plasuje się na poziomie nieco powyżej 1 CD(~1.2mm) bez możliwości programowej regulacji. Przeniesienie ruchu na ekran jest oczywiście świetne; zero oznak akceleracji, interpolacji, etc. Należy jednak zaznaczyć, że tyczy się to raczej niższych ustawień dpi. Powyżej 2500 kursor powoli zaczyna sprawiać wrażenie delikatnie zamulonego, a po ok. 5000 odczuwalne jest już, że celownik nie do końca chce z nami współpracować. Nad max. speedem sensora nie ma co się rozwodzić – już w poprzedniku wartości te były nieosiągalne przy normalnej grze, a teraz stały się one jeszcze wyższe(~10.16 m/s wg. specyfikacji).


Jakość wykonania

Oto przechodzimy do zdecydowanie największego zawodu jaki przyniósł HyperX Pulsefire Dart – mysz pod względem wykonania jest cholernie niespójna! Zacznijmy od tego co producentowi nie wyszło, aby później osłodzić nieco ogólny odbiór gryzonia. Najgorsze elementy myszy to bez dwóch zdań główne przyciski i scroll. Te pierwsze są wyraźnie luźne i mają nieprzyjemny przeklik(przycisk schodzi głębiej po aktywacji switcha). Scroll również kolebie się na wszystkie strony, przy pracy wydając często niezbyt przyjemne dźwięki, a jego stopnie nie są wystarczająco wyczuwalne. Do tego, nawet znajdujący się na spodzie myszy przycisk do jej wyłączania, jest luźny i obija o plastik obudowy. Na całe szczęście po pierwszym, negatywnym wrażeniu zaczynamy odkrywać wreszcie pozytywne strony. Przykładowo wyżej przytoczone problemy głównych klikaczy nie sprawiają, że korzysta się z nich całkowicie źle. Przełączniki pod nimi mają na tyle chrupki i przyjemny klik, że gdyby dopracować wymienione wady, to byłyby zdecydowanie jednymi z lepszych przycisków, jakie w życiu testowałem. Na pochwałę zasługuje również spasowanie całej obudowy myszy, która nawet pod mocnym naciskiem nie wydaje żadnych niepożądanych dźwięków. Przyznać jednak trzeba, że szpary łączące elementy mogłyby być nieco mniejsze. Bardzo poprawne są również ślizgacze*, choć w tej cenie producent mógłby się jednak pokusić o dodatkowy komplet. Przyciski boczne mają co prawda zupełnie inny dźwięk, jednak dobrze się z nich korzysta. Podobnie jak z przycisku zmiany DPI i przełącznika pod scrollem, do których nie mam zastrzeżeń. Za nic nie pochwalę jednak samego scrolla, bo ten jest po prostu beznadziejny.

Podsumowując – Dart nie jest poskładany tragicznie. Główny problem jest taki, że najmniej uwagi przyłożono do elementów, z których użytkownik korzysta najwięcej. Z tego też powodu, mysz na powitanie stawia się w bardzo złym świetle, a my zastanawiamy się, na co tak właściwie wydaliśmy pieniądze. Zanim zaczniemy jednak zauważać plusy na polu wykonania, przypominamy sobie, ILE właściwie wydaliśmy pieniędzy. Czy warto było? O tym w podsumowaniu 😉

*szkoda tylko, że moje już w momencie wyjęcia z pudełka wyglądały jakby przeszły kilka ciężkich, gamingowych batalii 😉 


Sterowniki

I tutaj kolejny, bardzo duży zawód. Sterowniki HyperX’a są po prostu złe. Czytelnośc pozostawia sporo do życzenia, oferują jedynie bardzo podstawowe funkcje(o bajerach pokroju Logitech’owego G-Shifta można zapomnieć), obciążają komputer, lubią się przyciąć, a co najgorsze(czy może najgłupsze) nie zrzucają się na pasek narzędzi jak każde normalne sterowniki, tylko zostają na pasku zadań. Osoby lubujące się podświetleniu RGB mogą docenić, że dwie strefy podświetlenia(scroll i logo) można ustawić osobno. Moim skromnym zdaniem jednak, jedyną zaletą tych sterowników jest to, że można je wyłączyć po ustawieniu DPI. I o nich zapomnieć.

hyperx_drivers1hyperx_drivers2hyperx_drivers3

Działanie na baterii i ładowarka Chargeplay Base

Wróćmy wreszcie do plusów użytkowania tego gryzonia. Na dzień regularnego użytkowania, Dart traci średnio 20% baterii. Ktoś powie, że mało, kto inny, że dużo. Prawda jest jednak taka, że dzięki ładowarce indukcyjnej, właściwie nigdy nie zabraknie nam prądu. Jeśli jednak uda nam się rozładować gryzonia do 0, to pełne ładowanie trwa średnio ok. 1,5 godziny. Nie ma tragedii, osobiście polecałbym jednak doładowywać go po każdej, gamingowej sesji. Nie udało mi się niestety sprawdzić, w jakim czasie Chargeplay Base naładuje telefon(mój niestety nie wspiera ładowania indukcyjnego). Jak tylko nadarzy się taka możliwość, pojawi się tu odpowiedni update 🙂

Co do samej ładowarki natomiast – Jest bardzo dobrze wykończona i spasowana, sprawia wrażenie dosyć solidnej, jak na taki sprzęt oczywiście. Nikt przecież nie będzie z tego strzelał 😉 Materiały zastosowane na jej powierzchni są bardzo przyjemne w dotyku, jednak należy się tu duży minus za zbieranie wszelkich zabrudzeń. Szczególnie stopki na ładowane urządzenia przyklejają do siebie absolutnie wszystko, przez co ładowarka ciągle sprawia wrażenie brudnej.

hyperx_pulsefire_dart_chargeplay_base2


Wrażenia z gry

Jest nieźle. Gdy założymy na uszy słuchawki i zanurzymy się w wirutalnym świecie, przestajemy na moment słyszeć dźwięki, jakie wydaje z siebie scroll. Korzystanie z niego jest jednak konieczne, a jego działanie pozostawia sporo do życzenia. Ale na tym właściwie koniec z problemami, jakie zauważamy podczas gry. Przyciski, nawet mimo przekliku, sprawdzają się nieźle i nie utrudniają tapowania. Korzystanie z nich można bez przesady określić jako przyjemne. Ułożenie bocznych jest bardzo dobre, scroll również nie jest ani za wysoko, ani za nisko. Sensor współpracuje z graczem, perfekcyjnie przekładając ruch na ekran. Kształt jest bardzo udany, zachęca wręcz do skupienia i dalszego strzelania head’ów. Po czasie udało mi się nawet przyzwyczaić do niestandardowego obicia boczków i docenić jak miło opierają się na nich palce.


Podsumowanie

hyperx_pulsefire_dart5

Przyznam szczerze, że ciężko mi jednoznacznie ocenić Pulsefire Dart. To po prostu niezła myszka, z kilkoma durnymi wadami, które nie dają o sobie zapomnieć. Podczas gry sprawdza się wystarczająco dobrze, abym nie miał ochoty rzucić nią o ścianę. W codziennym użytkowaniu również wystarcza do podstawowych zadań, a brak potrzeby męczenia się z kablem przyniosi uśmiech na moją twarz. Nadchodzi jednak smutny moment, w którym przypominam sobie, ile za tę przyjemność trzeba zapłacić i… czar pryska. HyperX Pulsefire Dart kosztuje w tym momencie 400 zł. Sama mysz. Ładowarka ChargePlay Base to kolejny wydatek rzędu 300 zł. W tym momencie trzeba odpowiedzieć sobie na zadane wcześniej pytanie – czy warto? Moim zdaniem mysz jest warta rozważenia, jeżeli idealnie dogadamy się z jej kształtem, lub po prostu bardzo zależy nam na bardzo wygodnym ładowaniu indukcyjnym, a jedyne co interesuje nas w sterownikach to ustawienie DPI. Mimo kilku wpadek producenta, jest to nadal bardzo przyjemny w codziennym użytkowaniu gryzoń, choć nieco za drogi. Co do ładowarki natomiast – jeśli nie mamy i nie planujemy zakupu innego urządzenia, które często odkładalibyśmy do ładowania jednocześnie z myszką(np. słuchawki Cloud Fight S obsługujące tę technologię), to moim zdaniem nie warto jej kupować. Na rynku mamy dużo tańsze urządzenia z jedną przestrzenią do ładowania w standardzie Qi. Jeżeli jednak dwa miejsca do jednoczesnego ładowania to dla nas must have, to Chargeplay Base może nie być wcale takim złym zakupem.