Respawn.pl

KRIMZ dla IzakTV: Na StarSeries byliśmy na siebie wkurzeni

Autor: Rafał Rudnicki

IEM Katowice 2018 można uznać za zakończone, Fnatic zaś za niekwestionowanych mistrzów całego turnieju. Po finale udało nam się porozmawiać z zawodnikiem szwedzkiej formacji, Freddym “KRIMZ” Johanssonem.

 

Serrek: Zaraz po pierwszej mapie, na której to FaZe pokazało się ze zdecydowanie lepszej strony, wyraźnie podeszliście do gry inaczej. Co się zatem zmieniło?

KRIMZ: Cache jest dla nas mapą, na której albo zagramy fenomenalnie albo beznadziejnie, bez półśrodków. Dlatego nie przejęliśmy się słabym wynikiem – później po prostu próbowaliśmy łapać więcej rund poprzez poprawienie komunikacji i skupienie się na indywidualnych zagraniach.

Czyli można rzec, że spodziewaliście się tego?

KRIMZ: Może nie tyle spodziewaliśmy, co po prostu nie przejęliśmy się tym.

Mecz trwał niemal osiem godzin i z pewnością jesteście zmęczeni. Co zatem sądzisz o formacie BO5?

KRIMZ: Z jednej strony podoba mi się, bo daje więcej czasu na rozegranie, z drugiej zaś naprawdę ciężko jest utrzymać skupienie przez tak długi czas. Mieliśmy co prawda przerwę na jedzenie pomiędzy mapą 3 i 4, ale mimo to masz wrażenie, że rozgrywka trwa za długo – choć czasem chcesz grać jak najdłużej, by udowodnić, kto jest najlepszym teamem zawodów.

To Wasze pierwsze tak ważne zwycięstwo od czasu IEM Katowice 2016. Jakie to uczucie wrócić po takim czasie na szczyt?

KRIMZ: Jestem mega, mega szczęśliwy, a zarazem niesamowicie dumny ze swoich teammate’ów. A przecież jeszcze tydzień wcześniej odpadliśmy na StarSeries z 0-3 w grupach… ale cóż – w końcu się udało. Trochę to zajęło, ale się udało! (śmiech)

Co w takim razie zmieniło się po StarSeries? Wtedy zagraliście słabo, a teraz – jesteście mistrzami.

KRIMZ: Wtedy nic „nie klikało” jak należy – tak wewnątrz gry, jak i poza nią. Oczywiście nie hejtowaliśmy się nawzajem, ale byliśmy na siebie wkurzeni i to zdecydowanie przeszkodziło w zdobywaniu rund.  Zatem po tamtym turnieju usiedliśmy razem, wyjaśniliśmy sobie kilka rzeczy, zagraliśmy wspólnie trochę gier, aby „rozpalić ogień” wewnątrz drużyny. W końcu „coś” zaczęło wychodzić, wyszliśmy z grupy i mieliśmy przeczucie, że będzie dobrze.

Czy masz obawy, że następne takie zwycięstwo nastąpi za dwa lata? (śmiech)

KRIMZ: Mam nadzieję że nie! (śmiech) To by było straszne. Ale cóż, na ten moment nie myślę o żadnym innym turnieju, po prostu cieszę się zwycięstwem. Chcę wrócić do domu, wziąć kąpiel i wyspać się w swoim łóżku!

No dobra, a co ze zbliżającym się WESG? Turniej startuje już niebawem. Czy będziecie się do niego specjalnie przygotowywać, na przykład na bootcampie?

KRIMZ: Tak, oczywiście. Będziemy trenować ze swoich domów, ale najpierw weźmiemy kilka dni przerwy. Potem pojedziemy do Chin i będziemy kontynuować treningi już na miejscu