Respawn.pl

mSr: “Bez miniroxa AGO nie byłoby nawet w połowie drogi do miejsca, w którym jest obecnie.”

Autor: Piotr Ossowski

Początkowo gracz, później dziennikarz, obecnie badacz esportu. Przed wami Robert “mSr” Pieńkowski, który opowiedział nam trochę o swojej przygodzie ze sportem elektronicznym.

Jak zaczęła się twoja przygoda z esportem?

Zaczęła się od Counter Strike: Source. Jeszcze wtedy nie mieliśmy stałego łącza do internetu w domu. Używaliśmy modemu. Pamiętam, że mojego pierwszego Steama właśnie pobieraliśmy z tego urządzenia. Nie była to wtedy wcale tania zabawa, bo gra kosztowała około 150zł. Później okazało się, że pobranie Steama i aktualizacji podbiły telefoniczny rachunek o kolejne 100zł, było z czego tłumaczyć się tacie (śmiech). Bezpośrednio esport to chyba dopiero laddery 1 na 1 na ESL. W tamtych czasach nie pchałem się na LANy. Jedno, że moi rodzice uważali to za marnowanie czasu i prawdopodobnie by mnie nie puścili, drugie to moje ówczesne negatywne wyobrażenie na temat takich imprez. Przez znajomych miałem przeświadczenie, że to miejsce dla przegrywów i żartownisiów pijących piwo z opakowań po jogurtach. 

Jak to się stało, że wypłynąłeś na głębokie wody cs-a?

Jeśli chodzi o mnie to z podziemia wyciągnął mnie kolega, z którym grałem od właśnie Source’a. Nie wiązałem specjalnie przyszłości z CS:GO ani nie myślałem o tym, żeby rozwijać się w tej grze. Jednak pod koniec 2015 roku udało się wyjść na trochę wyższy poziom. Do bardziej profesjonalnego grania, drużyny, wciągnął mnie gracz o nicku pVn, z którym teraz znam się już dobre 15 lat. Generalnie grałem bardziej dla rozrywki niż z ambicjami na coś profesjonalnego, jednak niespodziewanie pojawiła się propozycja dołączenia do jego zespołu. Koniec końców udało się coś osiągnąć. Dostaliśmy się na Mistrzostwa Polski. Wyszło całkiem szczęśliwie, bo AGG (GruBy, Hyper, peet, reatz, kamil), które było w naszej grupie się wtedy rozpadło. Chociaż na marginesie mówiąc to nie ma co porównywać tamtego czasu do tego. Teraz, z moimi umiejętnościami można by zrobić drużynę, która plasowałaby się około 10 miejsca w Polsce, wtedy mogliśmy próbować walczyć o coś więcej.

A mógłbyś coś więcej wspomnieć o tych ESL Mistrzostwach Polski? Była to chyba Twoja największa przygoda związana z zawodniczą karierą w cs-ie.

Dla nas, jako graczy podwórkowych, był to po prostu szok. Przede wszystkim to był pierwszy LAN, na którym musieliśmy używać pchełek (słuchawki douszne). Podeszliśmy do tego na dużym luzie. Jednak w momencie kiedy weszliśmy na Atlas Arenę, widzisz wielu kibiców i okazuje się, że słabo słychać w tych słuchawkach to spojrzenie się zmienia. O poziomie naszego przygotowania do tego turnieju niech świadczy to, że na dwa tygodnie przed ESL MP nie trenowaliśmy, bo Mateusz “Matys” Matysiak postanowił pojechać na mecz Juventusu i nie było go w Polsce. Mieliśmy się stawić na zawodach o 8 nad ranem, a Matys, który dopiero co wrócił z Włoch przyjechał do Łodzi samochodem koło 6. Nie muszę tłumaczyć reakcji innych zawodników w zespole.

Skończyło się w jedyny możliwy sposób – upokarzającą porażką z Kinguin. W efekcie spotkania o trzecie miejsce nikt już nawet nie chciał grać, bo wychodziliśmy z założenia, że albo grasz o wszystko albo o nic. Poza pierwszym miejscem nic nie miało znaczenia. W trakcie meczu o najniższe miejsce na podium jedyne co dało się usłyszeć to narzekania, że trzeba to dograć, bo niektórzy to już woleliby być w domu. Jak na złość mecz się ciągnął, z Venatores przegraliśmy dopiero po kilku dogrywkach na pierwszej i bliskim wyniku na drugiej mapie. Tak to niestety wyglądało. Z mojej perspektywy ten mecz był kompletną farsą. Niby się staraliśmy, niby każdy chciał, ale ostatecznie zawsze coś nie wychodziło, bo okazywało się, że komuś pomimo obietnic tak naprawdę wcale nie zależało.

14468482 348922485450699 5479860238309169842 o

Myślisz, że zachowania, z którymi się spotkałeś podczas swojej kariery mogą nadal mieć miejsce?

Jestem przekonany, że tak jest. Pogadaj z zawodnikami, niby każdy mówi, że ciężko pracuje, żeby osiągnąć sukces. W rzeczywistości graczy, którzy przykładają się i poświęcają czas na rozwój w grze kosztem innych aspektów życia jest garstka. Mówi wielu, robić nie ma komu. Do tego nasycenie sukcesem i przerost ego jako efekt bycia rozpoznawalnym graczem w Polsce zakrawa na absurd. 

Po zakończeniu kariery zawodniczej przerzuciłeś się na dziennikarstwo. W CV masz IzakTV, później eWeszło. Zaczęło się jednak od pewnego rodzaju bloga, tak?

Korzystałem z Medium, które jest portalem umożliwiającym wrzucanie tekstów pod swoim imieniem i nazwiskiem bez dodatkowych opłat. Nie znalazłem nic lepszego bez wkładu finansowego. Mój start w tej dziedzinie wynikał z tego, że byłem poirytowany poziomem dziennikarstwa esportowego. Miałem wrażenie, że każdy może wejść z ulicy i robić to lepiej niż większość ludzi, którzy uważają się za profesjonalistów. Chciałem sam sprawdzić, czy potrafię to robić. Spodobało mi się. Idąc za głosem znajomych wysłałem zgłoszenie do Weszło. Ostatecznie skończyło się na tym, że zacząłem pracować z zawodnikami i kolidowało to z publikacjami. Ciężko mi było o rzetelność, jeżeli w prywatnej rozmowie miałbym uzyskiwać informacje, a później publicznie krytykować danego zawodnika np. za jego postawę. Trudno byłoby zbudować zaufanie w relacji trener-zawodnik. Fajna, poszerzająca horyzonty przygoda po której jeszcze bardziej doceniam rzetelnych dziennikarzy, ale raczej nie planuje powrotu. 

Wiem, że miałeś bardzo egzotyczne oferty trenowania. Możesz uchylić rąbka tajemnicy?

Z tych najmniej oczywistych: oferta ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich dotycząca Divine Vendetta oraz druga, od nowo powstającej drużyny w Izraelu. Ta pierwsza, pomimo naprawdę niezłych warunków finansowych, nie satysfakcjonowała mnie ze względu na jednego z zawodników, z którym nie chciałem pracować. Druga wymagała olbrzymiego zaangażowania czasowego, na które nie mogę sobie pozwolić bez wynagrodzenia. Trochę żałuję, ale wierzę, że jeszcze wszystko przede mną. 

Jak to się stało, że ktoś stamtąd się po Ciebie zgłosił?

W sumie nic specjalnego. Jak dobrze pamiętam to napisałem wtedy na Twitterze, że szukam pracy jako trener, szukałem miejsca gdzie będę mógł się rozwijać. Kontaktowałem się też ze znajomymi ze sceny profesjonalnej szukając wskazówek, pytając o to jak funkcjonują ich drużyny, później poszło pocztą pantoflową. Co oczywiste, na nikim w Polsce angaż w teamach na poziomie 150 miejsca w rankingu hltv nie zrobiłoby to wrażenia, ale sam nigdy nie identyfikowałem się z naszą sceną i docelowo to za granicą chciałbym budować swoją tożsamość. No i Minory… Azja to świetne miejsce na zbudowanie CV. Wierzę, że gdy jeszcze się doszkolę a następnie udowodnię swoją wartość to otwarte furtki się pojawią. Kierunek w sumie nie ma znaczenia, liczą się zawodnicy i stan konta pozwalający na utrzymanie rodziny.

Skąd więc u Ciebie takie analityczne, trenerskie podejście do gry?

Wyszło to trochę z przymusu, zakładam że jako efekt wieloletniego doświadczenia. Zazwyczaj nie ma chętnych do prowadzenia, więc ktoś się musiał za to wziąć. IGLowanie w dużej mierze też łączy się z rolą lidera w zespole. Niestety, od dłuższego czasu jest tak, że to ja jestem najstarszy (28 lat), co niejako wiąże się z tym, że byłem najbardziej poukładany życiowo. Chcąc, nie chcąc, musiałem też zajmować się sprawami managerskimi w zespole. Trafiały się ananasy, co samodzielnie nie potrafiły zarezerwować miejsca w hotelu i dotrzeć na miejsce. W każdym zespole zajmowałem się też zapisywaniem na turnieje, pilnowaniem kalendarza itp. Sam nie miałem problemu z tym, żeby kosztem statystyk zajmować się ustawianiem drużyny. Chociaż równie dobrze można powiedzieć, że nadrabiałem czym mogłem. Słabe strzelanie starałem się zatrzeć innymi, robiącymi różnicę, aspektami. Przed ostatecznym zakończeniem gry drużynowej miałem kilka podejść do trenerki i analityki, ale dopiero po definitywnym końcu zacząłem czerpać przyjemność z CSa inną niż samo granie. 

Nie wiem, gdzie dokładnie znajduje się źródło podejścia o którym mówisz, ale wiem komu zawdzięczam poznanie samego siebie i zrozumienie własnych mocnych stron, co przełożyło się na podążanie konkretną ścieżką. Bardzo pomógł mi Damian “MdN” Kisielewski, który umożliwił krótką, ale pouczającą współpracę z Codewise Unicorns. Dzięki niemu uwierzyłem w siebie. Uświadomił, że nie muszę wygrywać Majora, żeby móc dawać wskazówki graczom lepszym ode mnie. Mocno wpłynął na mnie również Szymon “Crityourface” Pluta, który żartem nazwał mnie polskim valensem (były trener C9, obecnie działa w Evil Geniuses). Niby drobna, nieistotna głupotka, ale w głębi uświadomiła mi kim chcę być. Amerykanin zajmuje się obecnie analizą danych i wygląda na to, że w EG i esportsLABie pracujemy nad podobnymi aspektami. Sam generalnie lubię tabelki, grzebanie w liczbach. Pozostało mi to chyba z sympatii do piłki nożnej. Z matmy, co prawda nigdy nie byłem zbyt dobry (śmiech), ale widocznie jakoś było mi to pisane. Tak chyba działa podświadomość, bo też bez głębszego przemyślenia studiowałem w celu zostania nauczycielem. Wychodzi na to, że ciągnie mnie do statystyki i kształcenia innych.

No właśnie, esportsLAB. Podczas swojej przygody dziennikarskiej zaangażowałeś się w ten projekt. Czym on tak naprawdę jest? Niewiele na razie o nim wiadomo.

Odpowiem trochę dookoła. Gracze sami nie do końca wiedzą, jak się rozwijać. W pewnym momencie napotykasz ścianę, której kruszenie nie jest możliwe wyłącznie poprzez granie pugów. Ci bardziej świadomi zawodnicy rozumieją, że deathmatch i aimmapy to jedynie rodzaj rozgrzewki, który już w zasadzie w ogóle nie wpływa na ich umiejętność strzelania. EsportsLAB wychodzi z założenia, że metody treningowe należy sprawdzać i zrozumieć. Ustalamy ciąg przyczynowo-skutkowy między wykonywaniem konkretnych czynności a ich rzeczywistym wpływem na rozwój umiejętności. Również wychodząc poza samo środowisko gry, szukamy odpowiedzi na kilka kluczowy pytań. Co wpływa na dyspozycję dnia? Jak zmaksymalizować możliwości zawodników? Jak trenować efektywnie? Badając zależności chcemy stworzyć narzędzie-asystenta, który nie dość, że będzie odciążeniem dla trenerów i analityków, to docelowo ma być niezbędnikiem zawodników z całego spektrum umiejętności – od poziomu amatorskiego do zawodników, którzy są już profesjonalistami, ale mają ambicję i czują, że te rezerwy jeszcze są, ale nie wiedzą w jaki sposób je wykrzesać.

Obecnie praktycznie nie ma narzędzi, którymi mogliby posługiwać się indywidualni gracze. Kojarzę dwa niezłe narzędzia skierowane do zespołów – Noesis oraz ShadowGG. Noesis jest w porządku, kosztuje niewiele i z perspektywy pracy analityka/trenera to całkiem przydatny produkt. Inna historia jest z Shadow.gg, które kosztuje blisko 1000$ miesięcznie. Niby korzystają z niego najlepsi, na stronie reklamują się logami Astralis, Navi czy MIBRu, ale to kompletnie przepłacony produkt, nie oferujący wiele więcej od Noesis. Jestem święcie przekonany, że jesteśmy w stanie zrobić coś dużo lepszego. Nie dość, że skierowane nie tylko do drużyn, ale i Janków z FFA, którzy marzą o karierze pro gracza, to o kosztach akceptowalnych dla każdego, w dodatku o wiele bardziej kompleksowe. Chcemy nie tylko przedstawiać suche liczby, ale zarazem generować wnioski i sugerować sposób pracy.

Nad czym aktualnie pracujecie? Opracowujecie jakieś szczególne badania?

Technologicznie nad aplikacją i praktycznie z zawodnikami AGO, wzajemnie czerpiąc od siebie wiedzę i szukając najlepszych rozwiązań. W tej kwestii nie mogę za wiele zdradzić. Równocześnie inna część zespołu pracuje nad analogicznymi rozwiązaniami dotyczącymi League of Legends.

Chciałbym zauważyć, że AGO zawsze było organizacją, która jest nowoczesna, jeśli chodzi o wszelkie innowacje. Można powiedzieć, że esportsLAB jest powiązany z tą organizacją?

To nie jest tak, że esportsLAB = AGO, w rozumieniu prawa i samego zakresu działalności to dwie całkowicie odrębne instytucje. EsportsLAB świadczy usługi konsultingowe dla AGO, a po ustabilizowaniu wiedzy będzie to robiło dla innych organizacji. Niektóre osoby mogą być zbieżne, angażują się w oba projekty, wynika to jednak ze wzajemnego zrozumienia tematu i próby pomocy sobie. Dzieląc się swoim know-how zyskuje jedna i druga strona. Tylko w ten sposób zrewolucjonizujemy szkolenie w esporcie. Z resztą do badań dołączyła druga, rozpoznawalna organizacja związana z CSem, co w nie tak odległej przyszłości powinno zostać ujawnione, a i nie sądzę, żeby skończyło się na jednej drużynie Ligi Legend. Nie wiązałbym jednak organizacji esportowej z tą, która ma zajmować się dostarczaniem systemu szkoleniowego. 

Ty, jako osoba indywidualna trafiłeś jednak do AGO. Kiedy pierwszy raz pojawiłeś się w Gnieździe?

Trafienie do AGO to trochę nadużycie. Generalnie na zlecenie esportsLABu, jako jeden z obowiązków, wykonuję obserwacje i konsulting dla zawodników. Jestem pracownikiem esportsLABu i z tego co się orientuję podobne usługi będę wykonywał w przyszłości dla innych organizacji, podobnie jak cały esportsLAB. Mówiąc krótko: moje działania są częścią pakietu usług jakie mój pracodawca oferuje organizacjom.

Jak tam trafiłeś? Zdradzisz trochę kulisów?

Maciek Opielski z AGO zadzwonił do mnie z propozycją spotkania z nim i Maćkiem Skorko (CEO esportsLAB). Dosyć tajemniczo, bo tematem miał być esport i CS. Dopiero na spotkaniu dowiedziałem się o co dokładnie chodzi. 

Czyli obecnie twoja rola opiera się na indywidualnej współpracy z zawodnikami, czy może jednak bardziej idzie to w stronę analityki?

Oba wątki są prowadzone równolegle. W działaniu biurowym współtworzę narzędzia, wskazuję aspekty, które możemy poprawić i nadaję kierunek pracy poprzez implementowanie nowych pomysłów. To pierwsza część. Do zrozumienia drugiej wypada wyjaśnić zakres działania sztabu szkoleniowego. W AGO wygląda to tak, że głównym trenerem jest Mikołaj “minirox” Michałków, który ma absolutną władzę nad przygotowaniem taktycznym zespołu. Jego pracę uzupełnia analityk, odpowiedzialny za rozpracowywanie przeciwników. Jest Sebastian Krzepota, który zajmuje się stroną mentalną zespołu. Do tego z zespołem współpracuje Arkadiusz Madeński, który odpowiada za fizyczną kondycję zespołu. Rola którą ja mam jest dosyć specyficzna, nazwałbym ją trenem indywidualnym. Traktuję to trochę jak korepetycje z przedmiotów humanistycznych. Bez korków z historii też jesteś w stanie się jej w lepszym lub gorszym stopniu nauczyć, ale jednak wchodzi to dużo łatwiej, gdy ktoś siedzi i robi to z Tobą. Analogicznie działa to z graczami, którzy muszą oglądać dema. Sam to doskonale rozumiem – potrafi być cholernie nudno. Czym niższy poziom tym więcej można jednak z tego wyciągnąć, ale na poziomie prezentowanym przez zawodników AGO niektóre dema to “puste przebiegi”. Myślisz sobie, że podpatrzysz jak ktoś w teamie z topowej 30 gra Twoją pozycję, a po 30 rundach okazuje się, że w sumie to zmarnowałeś czas, bo nie dość, że nie zobaczyłeś nic nowego to niektóre aspekty już sam wykonujesz lepiej.

Łatwiej jest jednak, kiedy ktoś cię do tego zmotywuje, robisz to z kimś i do tego pobudzasz umysł, analizując własną grę szukając alternatywnych rozwiązań konkretnych sytuacji na serwerze. Wierzę, że z moją pomocą każdy z nich będzie jeszcze lepszym graczem niż jest obecnie. Jasne, że nie będą to jakieś diametralne zmiany i Sidney nie zostanie nagle entry fraggerem, ale zawsze rzeczowa dyskusja na temat popełnionych błędów, podrzucenie pomysłu na nowe ustawienie, nowy ruch, czy granat sprawi, że kompleksowo będą lepszymi graczami i cały czas będą przeć do przodu. W AGO zbliżają się powoli do systemu rozwiniętego sztabu szkoleniowego, który w esporcie obecny jest chyba tylko w LoLu. No i oczywiście w sportach tradycyjnych, gdzie jest trener główny, trenerzy personalni i analitycy. Pierwszy raz widząc życie drużyny od środka mam przekonanie, że każdy ma jasno określony zakres obowiązków, jest pracowitym specjalistą w swojej dziedzinie i wspólnie pcha wózek do mitycznego Majora.

Byłeś w Gnieździe podczas ostatnich rozgrywek zamkniętych kwalifikacji na IEM Katowice 2020. Jak to wyglądało od środka, miałeś okazję obserwować graczy. Czuć było duże emocje i szczególne podniecenie?

Gracze w AGO cechują się bardzo dużym opanowaniem. Na pierwszy rzut oka nie widać po nich emocji, co wydaje się być efektem pracy członków sztabu szkoleniowego. W trakcie gry trudno jest wyczuć, że zawodnicy grają o wyższą lub niższą stawkę. Imponuje mi to, stojąc za ich plecami bez przyglądania się meczowi nie stwierdzisz czy to kolejne z rzędu PCW, czy spotkanie o 2 kroki od IEMu. Czasami może pojawiał się dodatkowy krzyk niezadowolenia z własnej postawy po nieudanej rundzie, ale to tylko tyle. Różnice u nich widać dopiero po spotkaniu, szczególnie gdy trzeba zmierzyć się z porażką. Co oczywiste każdy z graczy czuł się rozczarowany, ale to u mhLa na pierwszy plan wychodziło rozdrażnienie. Z perspektywy prowadzenia zespołu nie jestem przekonany czy to dobrze, jednak z takiej reakcji też można wyciągnąć wnioski. Pomimo młodego wieku dla niego nie ma wersji “kiedyś będzie twój czas”. mhL nie czuje strachu, chce wygrywać wszystko tu i teraz, jest pewny siebie i swoich umiejętności. Wierzę, że jego sportową złość uda się przekuć w jeszcze większe zaangażowanie na treningach i chęć doskonalenia się. 

Wiążesz obecnie swoją przyszłość z esportsLABem i AGO, tak?

Jak najbardziej. Możliwość pracy w esportsLABie oraz współpracy z AGO traktuje jako możliwość podnoszenia moich umiejętności trenerskich, nabywania doświadczenia w tej dziedzinie na najwyższym poziomie. Szczególnie doceniam możliwość podpatrywania miniego. Gość jest geniuszem. Ilość pracy, którą wkłada w funkcjonowanie tego zespołu jest nieoceniona. Wiadomo, że bez pracy samych graczy to nic by nie dało, ale uważam, że bez miniroxa drużyna x-kom AGO nie byłaby nawet w połowie drogi do miejsca, w którym jest obecnie. Nawet bez zagłębiania się w historyczne zestawienia składu, spójrz gdzie byli gracze, których wyciągnęli z testów. Wykopany z PACT Sidney, pugowiec mhL w zasadzie bez doświadczenia drużynowego i Leman, który liznął trochę poważnej gry w Codewise, ale czy powiedziałbyś kiedyś, że to zawodnik, który jest w stanie rywalizować z najlepszymi, choćby w naszym kraju? Trójka graczy na zakrętach karier została wprowadzona do zespołu w taki sposób, że już teraz mogliby świętować swoje najlepsze wyniki w historii. Nawet abstrahując od tego jak potoczą się ich losy jako drużyny, kiedy nadejdzie dzień rozstania, każdy z nich będzie mógł stanąć przed lustrem i uczciwie powiedzieć sobie, że pobyt w AGO niebywale ich rozwinął. To jest prawdziwa wartość miniroxa i za to go podziwiam.

Kolejny raz słychać pochwały dla trenera. MICHU i Okoliciouz chwalili Kubena, Ty chwalisz miniroxa, krążą głosy o sporym zaangażowaniu IMD w Illuminar. Głos kibiców kieruje na nich jednak sporą krytykę i nierzadko obarcza ich za słabe wyniki drużyny. Jak oceniasz wpływ trenera na zawodników?

Widząc zespoły od środka, zauważyłem że trener w jednym zespole może znaczyć kompletnie coś innego niż w drugim. W AGO minirox ma jasno wytyczone obowiązki, gracze go respektują. Ja to odbieram nawet tak, że jest ich zwierzchnikiem. Ta granica jest jasno postawiona. U miniego nie ma szansy na kolesiostwo. Bardzo mi się to podoba. Są też zespoły, gdzie trener jest blisko graczy, stanowi szóstego zawodnika, ale też zdarza się, że jego obowiązki są zupełnie inne lub pokrywają się z tymi managerskimi. Są też tacy, którzy tylko i wyłącznie motywują, a taktyką i tego typu aspektami zajmują się prowadzący. Trudno jest to jednoznacznie zestawić.

A uważasz, że na trenerów spada niezasłużona krytyka?

Jest grupa, która w powszechnej opinii otrzymała zaufanie, tak jak np IMD. Gracze mówią, że jest dobry i nikt tego nie podważa. Po drugiej stronie stoją szkoleniowcy tacy jak Kuben, Zawodnicy ich chwalą, jednak oni nadal nie są w stanie zaskarbić sobie zaufania fanów. Szkoleniowca ex-VP sam nie potrafię zrozumieć. Po pierwsze wychodzę z założenia, że jeżeli trener chce się rozwijać to co jakiś czas powinien zmieniać środowisko, uczyć się nowych charakterów, poznawać. Po drugie Kuben musiał widzieć, że zespół nie funkcjonuje odpowiednio… Ja bym się poczuwał do odpowiedzialności, przecież moją rolą jest sprawować nad tym pieczę. Skoro przestaliśmy wygrywać i nie jesteśmy w stanie tego przełamać to znaczy, że albo nie umiem już wpłynąć na graczy lub to co ja mówię nie działa. Rozumiem przez to, że nie potrafię pomóc drużynie i szukałbym swojego miejsca gdzie indziej. Z tym, że z zewnątrz wszystko wydaje się proste. Tak naprawdę to tylko gracze i trener mogą obiektywnie powiedzieć, dlaczego praca nie przyniosła oczekiwanych wyników. Jeżeli zespół gra piach to krytyka jest uzasadniona. Inna sprawa, że opinia publiczna strzela na oślep i w większości przypadków nie ma zielonego pojęcia z czego wynika problem.

Czyli mamy się Ciebie spodziewać jako trenera?

Teraz najważniejszy jest esportsLAB, ale w przyszłości jak najbardziej, marzy mi się praca w zagranicznym, anglojęzycznym zespole. Dopóki jednak nie będę miał poczucia, że zamknęliśmy wszystkie główne wątki i dałem z siebie 110% w obecnej pracy to nie zamierzam niczego zmieniać. To również praca obopólnych korzyści, daje z siebie co mogę jednocześnie czerpiąc wiedzę, której mam tutaj pełne spektrum. Duże znaczenie ma dla mnie aspekt psychologiczny. Chcę rozumieć zachowania, umieć docierać i wpływać na zawodników. Na temat samej gry też mam od kogo czerpać wzorce. Do tego regularne oglądanie demek robi robotę. Jesteś na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje w grze, masz wiele nowych pomysłów i to działa. Wystarczy poświęcać na to czas. Rozumienie gry jest jak jazda na rowerze, tego nie da się zatracić. Z drugiej strony nie wykluczam dużo dłuższego pobytu na obecnym stanowisku. Nareszcie mam poczucie, że jestem w miejscu, w którym chcę być i czuję się tu znakomicie.