Respawn.pl

PGL Major Kraków 2017 – kibice największą siłą w esporcie

Autor: Rafał Rudnicki

Na zakończonym już PGL Major Kraków nie obyło się bez problemów technicznych. Były opóźnienia. Były też duże zaskoczenia i emocje już od pierwszych dni fazy grupowej. Czy to był turniej, na który tyle czekaliśmy?

 

Niedziela, 23 lipca. Po przeszło siedmiu dniach rozgrywek nadchodzi tak długo oczekiwany decydujący pojedynek najważniejszego turnieju w roku. Oczekiwany także dlatego, że w finale spotykają się ze sobą drużyny, które znalazły się tam po raz pierwszy. Z tego całego oczekiwania i podekscytowania nie mogłem zresztą wygodnie zasnąć, bo – leżakując w nie swoim łóżku i obcym mieście – budziłem się co 20 minut, w obawie, że nie wstanę na pociąg do Krakowa, odjeżdżającego z samego rana. Dziwne, wiem, ale tak mam zawsze wtedy, kiedy zbliża się coś fajnego i ekscytującego. Intuicja mnie nie zawiodła.

Zaskoczenia po raz kolejny

Major 6

Zaczęło się od 3-0 w fazie systemu szwajcarskiego, zakończyło wygraną całego turnieju. fot.: PGL

Cofnijmy się jednak o siedem dni wcześniej, do pierwszego dnia rozgrywek. Nie ukrywam,  że wiązałem z nim duże nadzieje. Kto zawiedzie? Kto zaskoczy? A przede wszystkim: jak poradzi sobie Virtus.pro, które jeszcze tydzień wcześniej nie pokazało absolutnie nic na ESL One Cologne 2017? Na moje i innych kibiców szczęście (słuszne zresztą) nadzieje rozpalił ich awans do półfinału PGL Major Kraków 2017 i nawet pomimo przegranej z Immortals, myślę że zarówno ja, jak i drużyna możemy mówić o satysfakcjonującym wyniku. Za to na myśl o meczu grupowym z North nadal zgrzytam zębami!

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o żenującym “germanjumpie”. Błąd występuje w grze od dawna, ale z racji, że Valve wcale go nie uregulowało, to BIG bezczelnie z owej sztuczki raczyło sobie skorzystać. Ba, później gracze sami musieli się w tej kwestii między sobą dogadywać (!), a i tak na początku nie przynosiło to żadnych skutków, w końcu jednak doszli do porozumienia. Tyle, że BIG było już na 2-0 w Swissie (obie mapy to Inferno – przypadek?), nie przyjmuję więc do wiadomości pochwał dla tej ekipy. Co będzie z ich przyszłą formą – pożyjemy, zobaczymy, istnieje jednak szansa na powtórkę z historii OpTic Gaming („drużyna dwóch turniejów”).

Szósty zawodnik

kibice

Kibice dawali radę przez cały czas trwania turnieju. Szacun. fot.: PGL

O Jezu, ci kibice! Mam nadzieję, że nikomu się nie narażę, uważam bowiem, że tłum z Tauron Areny to najlepsze co spotkało imprezy esportowe kiedykolwiek. Tę moc, energię, huk i emocje czuć było już na streamie (ciary murowane), a przekonałem się o nich na własnej skórze, kiedy w niedzielę dołączyłem do niemal całej hali, która wyklaskiwała rytm w przyspieszającym tempie. Boskie. Duża tu zasługa Polish Corneru, który to odwalał niesamowitą robotę. I nawet w chwilach zawodu, czy słabości, oni wstawali i zmuszali resztę do ruszenia swoich tyłków z krzeseł. Panowie i Panie – doskonała robota!

Polskich fanów esportu docenili zresztą wszyscy zawodnicy, jak i casterzy, nie czuję się więc w swoich osądach osamotniony. Dodam tylko, że na jednym z play-offowych meczów Virtus.pro nasi kibice odśpiewali hymn narodowy…

Nie obyło się bez problemów

Major 4

Na PGL Major Kraków Virtus.pro momentalnie zapomniało o swoich problemach, dając nam pokaz pięknego CS-a. fot.: PGL

“Halo PGL? Valve here. Last Major” – taki transparent mogliśmy podziwiać na ekranie transmisji i telebimach, który nawiązywał do opóźnień i problemów technicznych, tak w fazie grupowej, jak i pierwszego dnia play-offów. Owe problemy to chyba główny zarzut, jaki można postawić organizatorom Majora, bo przecież ciągle coś się psuło, rozłączało, mecze zaczynały się później, niż powinny, nie wspominając o nagłym braku internetu i wypraszaniu kibiców z Tauron Areny tuż przed północą.

No jasne – to wszystko brzmi niefajnie, tyle że… czy to coś nowego w esporcie? Przecież niemal na każdym turnieju zdarzają się wpadki i problemy techniczne (a z hali wyrzucano na IEM-ie 2016, w tym roku na szczęście organizatorzy zadbali o tego typu kwestie). Chyba jedynie ELEAGUE było w stanie zagwarantować nam niemal bezbłędne doznania. Na szczęście każdy medal ma dwie strony, bo w ramach rekompensaty otrzymaliśmy naprawdę świetnie wyglądającą produkcję, błyskawiczne powtórki, masę filmów nakręconych na terenie Krakowa oraz – oczywiście – zachwycającą scenę.

Jasne, jak na turniej tej rangi przystało, wszystko powinno odbywać się bez problemów. W kwestii Internetu zawiódł dostawca, a wyrzucanie ludzi poza Tauron Arenę związane było z niedopilnowaniem kwestii imprez masowych w Polsce. Niby PGL o tym nie pomyślało, z drugiej strony jednak szkoda, że nikt z polskich organizatorów rozgrywek im tego nie podpowiedział.

Najdziwniejszy finał w historii

Major 2

Gambit w finale Majora? Kto by pomyślał! fot.: PGL

Mówiąc “najdziwniejszy” wcale nie mam na myśli “zły”. Po prostu był dość zaskakujący. No bo kto o zdrowych zmysłach obstawiałby, że Gambit (które tuż przed samym turniejem prezentowało raczej średnie wyniki) zagra o puchar z nadal niedoświadczoną ekipą Immortals?

Sama rozgrywka na szczęście “dowiozła”. O ile pierwsza mapa to dramat (i jadąc do Krakowa tylko na finał, miałem obawy, że tak owa rozgrywka będzie wyglądać), tak dwie kolejne, to – w moim odczuciu – popis pięknego, przemyślanego i taktycznego CS-a. Immortals, które, grając na dwie AWP-y, było niemal niepokonane. Tracąc drogi przecież ekwipunek, nie było w stanie zapewnić sobie podobnego ustawienia w każdej rundzie. Oczywistości musieliśmy więc odłożyć na bok, a liczba wygranych clutchów przez Hobbita przyprawiała zresztą o zawrót głowy. Nadal podtrzymuję tezę, iż finał ELEAGUE Major był najlepszym w historii tego typu turniejów, ale decydująca rozgrywka z Krakowa również powinna zostać zapamiętana.

No i Dosia. Kiedy tylko pojawiał się na telebimie, wywoływał wrzask i aplauz ze strony publiczności. Dlaczego? Ot tak, po prostu. Może to memiczny wygląd, a może po prostu dlatego, że jest fajnym gościem. Poza tym wykonał spektakularne zagranie z granatem, za które być może należy mu się graffiti.

Co, kto i kiedy

PGL Major Izak

Tłum skandujący “Virtus.pro!” chyba nieco zestresował North w ćwierćfinale. fot.: PGL

Zmiany. Oprócz samego turnieju równie ciekawą kwestią są zmiany w drużynach, które na pewno zajdą – pytanie tylko kiedy i kogo obejmą. Chęć wdrożenia “świeżej krwi” do zespołu potwierdziło już Na’vi, plotkuje się o przyłączeniu kogoś z Flipsid3 (np. electronica), choć osobiście myślę, że będzie to ktoś, kto umie i lubi prowadzić grę. Nie jest dużą tajemnicą, że Seized niechętnie podchodzi do tej roli, co nie znaczy oczywiście, że to akurat on pójdzie pod odstrzał.

Dość mocne i wiarygodne plotki dotyczą przyszłości Magiskboya w North. Chłopak, choć świetnie strzela (co niejednokrotnie pokazywał na PGL Major Kraków) najwidoczniej nie jest w stanie wykonywać konkretnych zadań, w które celuje cały zespół. Istnieje duża szansa, że jego pozycję zajmie Valde (były zawodnik Heroic) jednak na konkrety przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Pod dużym znakiem zapytania pozostaje kwestia drużyn z NA po odbanowaniu swaga i spółki. Młody Braxton być może dołączy do któregoś z amerykańskich składów, które nie zakwalifikowały się na Majora. Na Cloud9, choć nie wyszło z grupy, raczej nie czekają żadne konkretne zmiany, bo ich słaby pokaz w Krakowie mógł być podyktowany kwestiami czysto fizycznymi, jak na przykład zmęczenie.

Krakowski niedosyt

PGL Major Izak

Swój wkład w turniej miał też Piotr “Izak” Skowyrski, nie tylko jako komentator. fot.: PGL

Po przeszło ośmiu dniach rozgrywek śmiało mogę powiedzieć jedno. To był udany turniej.

Ale średnia impreza. Nie da się ukryć, że na Tauron Arenie, poza samymi rozgrywkami niewiele było do roboty. Ot, parę stanowisk sponsorów na krzyż i to w zasadzie byłoby na tyle. Pojawiają się głosy, że taki stan jest prawidłowy, ale nijak nie mogę się z tym zgodzić. Katowickie Intel Extreme Masters co roku pokazuje jak dobrze zorganizować imprezę esportową, dając wszystkim tyle symultanicznie odbywających się wydarzeń, że każdy, kto chce zobaczyć wszystko, musi tam przyjechać na wszystkie trzy dni. Być może Valve odgórnie nie życzyło sobie, by cokolwiek odciągało ludzi od turnieju – jeżeli tak, to po raz kolejny strzelili sobie w stopę.

PGL Major jako event był więc imprezą skierowaną stricte do fanów czystych Counter-Strike’owych emocji, aniżeli aspirujących fanów esportu, którzy dopiero wchodzą w ten świat i próbują znaleźć swoją ulubioną dyscyplinę. Same rozgrywki na szczęście stały na bardzo wysokim poziomie, mimo to tytułowy “krakowski niedosyt” pozostaje.

Major wróci do Polski?

PGL Major Taz

Każdy esportowiec marzy, aby wyjść na główną scenę i zostać tak ciepło przywitanym. fot.: PGL

Pisząc ten tekst, jestem już po wielogodzinnej podróży z Krakowa i pomimo dwóch dni od zakończenia turnieju, doświadczone emocje nadal trzymają się mojej głowy. To, co działo się w Tauron Arenie, jak i to, co działo się jeszcze tydzień przed, to czysty esport – zaskoczenia, emocje, rozczarowania i oczywiście tłum ludzi wyśpiewujący nazwę swojej ulubionej drużyny. Jasne, nie obyło się bez problemów, tyle że to, co przeżyliśmy na własnej skórze, momentalnie przyćmiło wszelkie wcześniejsze “niesnaski”. Jeżeli tylko Major wróci do Polski, tym razem wybiorę się na wszystkie trzy dni. A z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że wróci.