Respawn.pl

Prawdziwy kibic Virtus.pro

Autor: Sergiusz Lelakowski

Prawdziwy kibic to taki, który jest ze swoją drużyną z sympatii do jej zawodników, z szacunku do jej osiągnięć, z wiary, że kolejny mecz zaspokoi jego oczekiwania, niekoniecznie kończąc się wygraną, ale będzie to po prostu dobry występ. Prawdziwy kibic odczuwa smutek, kiedy jego drużyna przegrywa, bo wie, jak smakuje gorycz porażki, a nie strata materialna z powodu przegranych skinów, czy pieniędzy. Prawdziwy kibic jest ze swoją drużyną zawsze, na dobre i złe, a nie tylko wtedy, kiedy wyniki go zadowalają. Mimo, że wydaje się to proste, prawdziwy kibic to rola bardzo trudna. Szczególnie, gdy ukochana drużyna wystawia cierpliwość na próbę i to nie raz i nie dwa, dając nadzieję na lepsze, by kolejny raz nie spełnić rozpalonych oczekiwań. Virtusi – nie róbcie mi już nadziei, bo zaczynam czuć się jak chora na zaburzenie afektywne dwubiegunowe.

 

“Wrócimy silniejsi”

Fraza, która od pewnego czasu doprowadza mnie do wzrostu ciśnienia, do poziomu oznaczającego wylew. Oznaczająca niespełnione nadzieje, zawód i smutek, bo po co obiecywać fanom gruszki na wierzbie? Nadzieja i determinacja jest ważna, ale powtarzanie pustych frazesów, które nijak mają się do obecnej formy zespołu powoduje jedynie rozgoryczenie i brak wiary w to, co komunikują nam gracze Virtus.Pro. Może jednak w końcu coś się zmieni? Mimo wszystko, każdy prawdziwy kibic zapewne nadal w to wierzy. Czy Major w Kolonii stanie się preludium do tej zmiany?

ELEAGUE

W końcu czerwca, przed majorem Virtusi wzięli udział w rozgrywkach ELEAGUE. Pierwsze mecze wyglądały naprawdę imponująco, a e-sportowa część Twittera zachwycała się nad finezją gry i kolejnym “powrotem z dalekiej podróży” zwanej także “ponadrocznym spadkiem formy”. Starcia z EnVyUs nie wyglądały już tak dobrze, Zresztą sami zawodnicy przyznali, że zaskoczyła ich świetna dyspozycja przeciwnika. Późniejsze spotkania z Gambit dowiodły, iż Polacy nadal szukają swojej właściwej dyspozycji – jedna porażka oraz jedna wygrana z zespołem, będącym obecnie na dwudziestym miejscu w rankingu HLTV, to trochę za mało. Dodatkowo, drugą mapą był train, tutaj wygrana była niemal oczywista. W finale grupy F, VP ponownie spotkało się z EnVyUs przegrywając obie mapy i tym razem nie pomógł nam nawet fakt, iż jedną z nich był właśnie train. Zaraz po Majorze w Kolonii, Polacy powrócą do rozgrywek w ELEGUEm by zmierzyć się w “meczu ostatniej szansy” z Team X i powalczyć o dalsze występy. Całość rozgrywek daje nadzieję, ale znowu – czy nie oczekiwaliśmy czegoś więcej? Zaraz później jednak pojawia się pytanie – czy mieliśmy prawo spodziewać się czegoś więcej?

VP okrzyknięto kiedyś zespołem, który zupełnie nie radzi sobie w rozgrywkach online, jednak wzrost formy obserwowano w meczach przy udziale publiczności, która wynosiła ich niejako na wyżyny umiejętności. No i to widać doskonale – najbardziej spektakularna porażka VP vs Kinguin – 0:16, paradoksalnie była to porażka podczas turnieju LAN w Walencji i to dodatkowo na mapie de_cache, której od tej pory szczerze nienawidzę. Czy możemy zatem liczyć, że podczas ESL One Kolonia 2016 Polacy znowu odniosą sukces? To zależy jeszcze czego tak naprawdę oczekujemy.

ESL One Kolonia 2016

Pierwszymi rywalami Virtusów w Kolonii było mousesports, a rozgrywaną mapą – train. Polacy zaczęli po stronie antyterrorystów, a początek spotkania był dosyć nerwowy. Już po kilku chwilach tablica wyników wskazywała na 0:7 dla mousesports, a niejednego fana Virtusów zapewne trzeba było już wtedy reanimować. Znacząca dla losów meczu okazała się długa przerwa techniczna (problem z słuchawkami jednego z zawodników mousesports), która nieco obudziła naszych zawodników, a mousesports, na nasze szczęście, nieco rozproszyła. Piękne podwójne zabójstwo NEO z pistoletu, świetny Snax grający z AWP (K/D – 29/16!!!). Pasha wszedł w mecz bardzo słabo, kończąc go z wynikiem K/D – 13/16. Cudowna pistoletówka w wykonaniu VP, po zmianie stron, rozpaliła nadzieje. Strona terrorystów wyglądała zdecydowanie lepiej – mousesports po rotacji stron zdobyło bowiem jedynie dwie rundy i ostatecznie uznać musiało wyższość naszych zawodników, przegrywając 16:10. Najwięcej fragów w całym spotkaniu zdobył Snax, który zakończył je wynikiem 29/16, najsłabszą dyspozycją mógł zaś “pochwalić się” Pasha zdobywając jedynie trzynaście fragów. Sam zawodnik jednak w pomeczowym wywiadzie przyznał, że od początku spotkania był bardzo zdenerwowany i ciężko było mu wejść w mecz. Przerwa techniczna była więc dosyć znacząca.

Drugie spotkanie rozegrane przeciwko Team Liquid, odbyło się na mapie de_cobblestone. Już od samego początku nie zabrakło emocji – cztery piękne strzały byaliego w rundzie pistoletowej krążyły po twitterze jeszcze wiele godzin od zakończenia meczu. Mimo, że początek okazał się dla nas dosyć pozytywny, później nie było już tak łatwo. Ostatecznie połowa mapy skończyła się 9:6 na korzyść Team Liquid. Przepiękne wykończenie pistoletówki przez Snaxa i Taza ponownie wlały w nasze serca nadzieję na wygraną. Pod koniec spotkania Liquid próbowało ratować się jeszcze przerwą techniczną, nic jednak nie było w stanie odebrać Virtusom tego zwycięstwa. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 16:12, a VP znalazło się tym samym w ćwierćfinałach ESL One Kolonia 2016.

Co dalej z Virtus.pro?

Czy powodzenie w dwóch ostatnich spotkaniach ESL One i poprawne występy Polaków w ELEAGUE to to sławne „przełamanie”!? No właśnie niekoniecznie. Czasem zastanawiam się nad tym, ile złego paradoksalnie mogła przynieść wygrana VP w Katowicach, w 2014 roku. Bo oprócz tego, iż słupki popularności e-sportu w Polsce wystrzeliły w górę, a samym Virtusom przysporzyło to fanów na całym świecie, to dodatkowo pojawiły się te mniej pozytywne zjawiska, zwane „presją” oraz „wygórowanymi oczekiwaniami”. Wielu niedzielnych kibiców, mimo że od tego czasu minęło już dwa lata, nadal patrzy na tą drużynę przez pryzmat tamtej wygranej, oczekując od nich wyłącznie tak kończących się spotkań i to najlepiej w jakiś spektakularny sposób. A przecież w świecie e-sportu wszystko zmienia się błyskawicznie i nawet niepokonane kiedyś fnatic musiało w pewnym momencie uznać wyższość innych ekip, ustępując im najwyższych miejsc w światowych rankingach. Tak samo, jak w sporcie, nie ma tu miejsca na monopol na wygrane. O sukcesach drużyny powinno się pamiętać, ale jest różnica między „pamiętaniem”, a „kurczowym trzymaniem się danego sukcesu”.

O sile drużyny nie stanowi fakt, że ciągle jest “na topie”. Mocna drużyna to taka, która mimo długotrwałego „slumpa” nadal potrafi podnieść się z przysłowiowego dna i stanąć do walki. Wziąć “na klatę” porażkę, mimo prognozowanego sukcesu. Silny zespół to taki, który stanie przed swoimi fanami i przyzna, że ma problem, a później ciężką pracą udowodni, iż mimo wytykanego niektórym zawodnikom dojrzałego, jak na e-sportowca wieku, jest jeszcze siła na to, by pokonać tych o wiele młodszych, zdobytym na przestrzeni lat doświadczeniem.

ESL One Kolonia to dziewiąty major w historii CS:GO oraz ósmy w którym Virtus.Pro kwalifikując się do ćwierćfinałów zapewnili sobie tym samym status legendy. To naprawdę dla nas – fanów – powinno znaczyć dużo więcej niż przegrane (przecież na własną odpowiedzialność!) skiny.