Respawn.pl

Kilka słów o współpracy G2A z Virtus.pro oraz Natus Vincere

Autor: Bartek Lorenc

W miniony piątek (22 lipca) organizacje Virtus.pro oraz Natus Vincere ogłosiły, że G2A.com staje się ich sponsorem tytularnym. Społeczność natychmiastowo wyraziła swoje niezadowolenie, lecz znalazły się także głosy pochwalające decyzję. Dlaczego jednak większość osób podchodzi do tej nowiny dość negatywnie?

Od teraz zawodnicy Virtus.pro i Natus Vincere będą reprezentować odpowiednio “VP.G2A” oraz “Na’Vi.G2A”. Niewielu członków naszej społeczności polubiło zmianę nazwy, bo: “sprzedali się”. Tak, sprzedali się. Co z tego? Ani Virtus.pro, ani Natus Vincere nigdy nie były potęgami marketingowymi, co sami możemy zauważyć. Umieszczanie sponsora w nazwie klubu jest popularną praktyką nawet w sportach tradycyjnych – wystarczy spojrzeć na Red Bull Salzburg lub Ulsan Hyundai FC.

Rosyjska organizacja, mając w swoich szeregach jedną z czołowych drużyn CS:GO pochodzącą z Polski, nawet nie raczyła zatrudnić menadżera polskiej społeczności, aby utrzymywał kontakt z fanami. To jest jednak najmniejszy problem, bo Filip “NEO” Kubski wraz z drużyną starają się być blisko polskich kibiców.

Fnatic czy NiP – organizacje, które mają wiele wspólnego z biznesem. Odzież (“esportowa” i codzienna), sprzęt dla graczy, meetingi z fanami, pojedynki 1v1 w szwedzkich hipermarketach, a nawet lody i czekolady – czy VP lub Na’Vi zdecydowały się kiedykolwiek na taki ruch? Nie. “Złota Piątka” sama założyła swój sklep i dzięki temu zarabia – dla siebie i dla organizacji. Natus Vincere, oprócz kilku bluz i koszulek mogą zaoferować sprzęt marki SteelSeries z własnym designem oraz pamięć RAM w żółtym kolorze. Królowie marketingu?

W zeszłym roku USM Holdings zainwestowało ponad 100 000 000$ w Virtus.pro. Jednakże pieniądze rozeszły się po kilku gałęziach. Włodarze VP mieli odpowiednio zainwestować dotację w rozwój turniejów, tworzenie nowych kanałów mediów oraz budowanie esportowej areny.

USM Holdings posiada prawa do reklam oraz mediów Virtus.pro i Natus Vincere – czy to jest problemem tych organizacji? Obydwie marki są teraz bliźniacze ze względu na to, że ich właścicielem jest ESForce. Do firmy należy także esportowa arena w Moskwie, sklep Fragstore i rosyjska, studencka liga esportowa.

Jak widać – obie organizacje są bardziej skupione na regionie Wspólnoty Państw Niepodległych, bo właśnie tam realizują projekty zlecone przez inwestorów.

Przyjęcie G2A jako sponsora tytularnego może spowodować otwarcie się marek na rynek zachodni. Warto wspomnieć, że w 2014 roku G2A zainwestowało 6 milionów dolarów w rozwój esportu. Teraz, będąc głównym sponsorem organizacji mogą kilkukrotnie zwiększyć wydatki. G2A jest polską firmą, więc istnieje ogromna szansa, że wymuszą na organizacjach ekspansję na nasz teren – tak, aby Virtus.pro i Natus Vincere stanęły na równi z Ninjas in Pyjamas oraz Fnatic.

Wiele się mówi też o tej “ciemnej” stronie G2A. Kilkukrotnie podawano, że firma nie wypłaca obiecanych pieniędzy sponsorowanym organizacjom. Parę miesięcy temu ukazał się tekst autorstwa Richarda Lewisa mówiący o zaległych płatnościach wobec compLexity. Ofiarą “niedopatrzenia” był także serwis szkoleniowy dla graczy – NetcodeGuides. Ale czy to oznacza problemy dla VP i Na’Vi? Nie, bo współpraca trwa już półtora roku i strony zdecydowały się na kolejny krok naprzód.

Kto by się nie zgodził na dodanie “G2A” do tagu za mnóstwo dodatkowych pieniędzy?