Respawn.pl

V4 Future Sports Festival – węgierska odpowiedź na IEM Katowice?

Autor: Aleksander Kurcoń

Esport na światowym poziomie, różne gry, CS:GO jednak na pierwszym miejscu. Kilka metrów dalej – duże targi, możliwość konkurowania z innymi w FIFIE, Tekkenie, NBA2K, otwarte strefy gamingowe, mnóstwo cosplayerów… Sceny znane z katowickiego Spodka, prawda? Węgrzy tymczasem chcą podłapać pomysł i budują własną stolicę gamingu. Przed wami V4 Future Sports Festival. 

Zeszłoroczna edycja miała jednak większy rozmach, a przede wszystkim więcej pieniędzy w puli turniejów esportowych. Uczciwie trzeba przyznać, że tegoroczne 330 tysięcy euro w puli dwóch turniejów wygląda po prostu marnie w porównaniu do miliona europejskiej waluty z zeszłego roku. Organizatorzy zdecydowali się jednak na zmianę LOLa na Fortnite’a, który na początku 2018 roku jeszcze nie był tak mocno rozwinięty w sferze esportu, jak to ma miejsce teraz. CS:GO oczywiście pozostało flagową grą wydarzenia. Co jeszcze się nie zmieniło? Drużyny na wysokim poziomie, bo w stolicy Budapesztu pojawiły się przede wszystkim legendy takie jak NiP i MIBR, które z pewnością skłoniły wielu fanów CSa do przyjścia w sobotnie i niedzielne południe do Hungexpo. 

Z6Y6Nsf

Turniej V4, jak sama nazwa wskazuje, jest jednak zrobiony dla grupy Wyszehradzkiej (szybkie przypomnienie z geografii – kraje należące do V4 to Polska, Słowacja, Czechy i Węgry). Oryginalny pomysł, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, jak de facto słabo rozwinięte – pod względem esportowym – są to kraje. Najmocniejszym z nich jest z pewnością Polska, która nomen omen przeżywa esportowy kryzys jakiego jeszcze nie mieliśmy. Mimo to, że nie posiadamy już drużyn na najwyższym światowym poziomie, to i tak jesteśmy kilka kroków przed formacjami z pozostałych krajów członkowskich. Promowanie tego turnieju jako wydarzenia dla grupy Wyszehradzkiej jest więc całkiem odważnym, ale przede wszystkim ryzykownym krokiem. Organizatorzy bowiem muszą przecierać szlak, który będzie prowadził nie przez przyjazną polanę, a niemal przez puszczę. 

Sądząc jednak po frekwencji, to nasiona trafiły na podatny grunt. Węgrzy są głodni tego typu wydarzeń, a w okolicy ciężko o takie. Najbliżej – Katowice. Organizatorzy więc skierowali się do naszych rodaków o pomoc przy tworzeniu całego eventu. Wśród adminów rozgrywek znajdowali się Polacy, ponadto z V4 FSF współpracuje ESL Polska, który również ma tu swoich wysłanników. Powiedzenie “Polak, Węgier, dwa bratanki” jak widać nie jest tylko wyświechtanym sloganem. 

Być może dzięki temu, że w V4 Future Sports Festival maczają swoje palce ludzie z polskiego ESLa, tak wiele podobieństw do IEMa rzuca się w oczy. Pytając ludzi, którzy przyszli w ten weekend do Hungexpo o zdanie na temat wydarzenia, słyszałem tylko jedno – chcemy więcej tego typu imprez! Statystyki z wydarzenia również mówią same za siebie – ponad 21 tysięcy ludzi odwiedzających, a transmisje w sześciu językach ściągnęły przed monitory około 2 miliony osób!

Wn1155U

Organizatorzy nie próżnowali i przygotowali Węgrom naprawdę interesujący event. Przede wszystkim każdy może tu przyjść za darmo, co niewątpliwie było haczykiem dla wielu, przede wszystkim młodych ludzi. Choć nie brakuje i najmłodszych fanów esportu, którzy przybyli do pawilonu G razem z rodzicami. Mimo to nie ma tu takich tłumów jak w Katowicach, co prawdę mówiąc również działa na korzyść V4. Dlaczego? Sami możecie zobaczyć na zdjęciach – by coś zjeść, nie trzeba stać długimi chwilami w kolejce (miejsce ustawienia food trucków również jest lepsze – pod dachem). Na targach nie musicie się z kolei przeciskać przez tłumy, a dostęp do stref gamingowych nie wymaga walki o slota. 

mjmmyJQ

Naprawdę można poczuć się jak w Katowicach. Na każdym kroku widać, że organizatorzy V4 czerpali z IEMa całymi garściami. Pojawiła się nawet strefa oldschool, która, podobnie jak w Polsce, również była oblegana przez fanów nostalgii i powrotu do starych czasów. 

I trzeba przyznać, że wybór Hungexpo pod wieloma względami to strzał w dziesiątkę. Rozległy obszar, potężne hale, miejsca wystarcza dosłownie na wszystko. Jak to jednak zwykle bywa, w beczce miodu pojawia się i łyżka dziegciu. Sam Budapeszt to ogromne, stare, z długą tradycją miasto. W tego typu aglomeracjach, wszystkie nowoczesne inicjatywy najczęściej muszą powstawać dalej i dalej, aż dochodzą do obrzeży miasta. Tu więc pojawia się problem – do hali Hungexpo nie ma zbyt dobrego dojazdu. Najbliższa stacja metra? 20-30 minut spacerem, a ostatni kurs odbywa się o 22. Inne środki transportu? Taksówki lub tramwaj, który również jest oddalony o kilkanaście minut drogi pokonanej na nogach. Tu już jednak powinien pojawić się zarzut bezpośrednio do władz, które powinny ożywić tę część miasta. Co można zarzucić organizatorom? Słabą promocję wydarzenia. Poza okolicami hali Hungexpo trudno dostrzec bannery, plakaty czy billboardy reklamujące wydarzenie. Wokół samego miejsca zdarzenia również nie jest pod tym względem kolorowo. Brakuje odpowiedniego oznakowania, które naprowadzałoby nawet przypadkowych przechodniów na wydarzenie. W porównaniu do IEMa w Katowicach V4 ma jeszcze w tym zakresie sporą lekcję do odrobienia. 

W samym wydarzeniu drzemie jednak spory potencjał. Jest pomysł, jest oryginalność w formie promowania krajów grupy Wyszehradzkiej i przede wszystkim są chętni, którzy są gotowi spędzić cały weekend z grami komputerowymi. Jak wiadomo, nie od razu Katowic zbudowano… ale na Węgrzech mają szansę na stworzenie równie interesującego wydarzenia, który na stałe zagości w europejskim kalendarzu gamingowym i esportowym. Na to potrzeba jednak czasu i regularności, by węgierscy fani nawiązali z V4 Future Sports Festival emocjonalną więź porównywalną do Polaków i IEMu.