Respawn.pl

Vegi: W końcu pojawia się ta potrzebna synergia

Autor: Krystian Terpiński
Virtus.pro Vegi

Virtus.pro zaliczyło kolejny przyzwoity występ na krajowym podwórku. Nadwiślańska piątka zdołała zakwalifikować się do półfinałów Good Game League 2019, gdzie pomimo ambitnej walki musiała uznać wyższość Duńczyków z Tricked. O rywalizacji z Aristocracy, presji towarzyszącej barwom VP i kulisach roszad kadrowych opowiedział mi najmłodszy z Niedźwiedzi, Arkadiusz “Vegi” Nawojski.

Krystian Terpiński: Zaczniemy od najprzyjemniejszej rzeczy. Zaledwie kilka dni temu zwycięstwo podczas PLE. To będzie to symboliczne przełamanie, którego tak bardzo potrzebowaliście? 

Arek “Vegi” Nawojski: To jest na pewno jeden z tych ważnych kroków, jakie musieliśmy postawić. Snatchie powiedział przed finałem, że wygrana z Aristocracy pokaże, że Virtusi wracają na pierwsze miejsce w kraju. O ile triumf w Warszawie może jeszcze nie do końca to udowodnił, tak tutaj w Poznaniu chcieliśmy pokazać, że faktycznie wracamy na właściwe tory. To jest ważna weryfikacja i kolejny kamień milowy na naszej drodze. 

Wcześniej Virtusi na krajowym podwórku pojawiali się raczej od święta. Wam z kolei chyba mocno zależy na tej rywalizacji podczas polskich imprez. 

Dla obecnych Virtusów walka w Polsce jest jednym z priorytetów. My i wcześniejszy skład to zupełnie dwa różne zespoły i musimy na nowo przejść całą drogę na szczyt. Powoli udowadniamy, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo jesteśmy już krok od czołowej trzydziestki HLTV. Najwyższy czas, żebyśmy potwierdzili swoją pozycję numer jeden w Polsce i zaczęli dobijać się do tej czołówki europejskiej czy światowej. 

Dla Ciebie te polskie lany to nie było raczej nic nowego. Gdybyś miał porównać te dwa ostatnie finały w barwach Virtusów z tym, jak to było jeszcze pod banderą PACT gdy zajęliście drugie miejsce na ESL MP? Jest większa presja w finale gdy reprezentujesz taką organizację jak Virtus.pro? 

Presja jest zdecydowanie dużo większa. Przychodzi więcej publiczności, więcej kibiców. Virtusi to jest jedna z czołowych marek w Polsce, więc każdy to śledzi i te oczekiwania są spore czemu zresztą trudno się dziwić. Na mnie prywatnie to może nie oddziałuje jakoś bardzo, bo staram się po prostu skupić w stu procentach na grze. 

To pierwsze miejsce na PLE osiągnęliście zaledwie trzy dni po zmianie w składzie. Efekt nowej miotły czy po prostu powoli odnajdujecie tę synergię, której do tej pory ewidentnie momentami brakowało?

Faktycznie jest tak, że w końcu pojawia się ta potrzebna synergia. Phr jest takim graczem, który nie ma problemu z tym, żeby poświęcić się dla drużyny. Jest w stanie supportować, stanąć gdzieś z tyłu, zrobić dla nas trochę miejsce i tego właśnie nam brakowało. Tomek idealnie wpasował się w tę rolę i myślę, że jak zostanie z nami na dłuższy okres, to będziemy mogli spokojnie walczyć na światowej scenie, bo nasza gra w końcu ma ręce i nogi.

Virtus.pro

fot. Good Game League/ Marceli “Guti” Kaźmierczak

Ta decyzja o przyjęciu phra była spontaniczna? Zobaczyliście, że AGO zrezygnowało z niego i stwierdziliście, że to będzie dla was dobry dodatek?

Nic z tych rzeczy. Mieliśmy listę zawodników, którymi byliśmy zainteresowani i phr był na niej naszym numerem jeden. To wszystko po prostu akurat tak zgrało się w czasie. Dodatkowo od razu rzuciliśmy go na głęboką wodę, bo przecież za moment mieliśmy finały PLE. Na ten moment wypadł bardzo dobrze i myślę, że raczej zostanie z nami na dłużej. 

Czyli pomimo tego, że wasza gra z OKOLICIOUZEM wyglądała coraz lepiej, to gdzieś w środku byliście świadomi tego, że trzeba się będzie z nim pożegnać?

Już podczas Moche XL w Portugalii pojawiły się pierwsze plany, żeby przetestować jednak jakiegoś innego zawodnika i zrobić tę zmianę w składzie. Mimo wszystko po powrocie postanowiliśmy dać mu trochę więcej czasu, ale to po prostu nie wychodziło i nie było sensu przeciągać tego w nieskończoność. 

Wrzuciliście Tomka na te same pozycje, które grał OKO czy jednak próbujecie na nowo budować wasze ustawienie i podział obowiązków? 

Uznaliśmy, że najlepsze będzie, jeśli niektóre rzeczy ulegną zmianie, ale równocześnie phr dostał kilka pozycji, na których grał jeszcze w AGO. W sumie ta zmiana była dosyć naturalna, bo u nas akurat te same pozycje się zwolniły. Zresztą, nawet jeśli chodzi o te nowe miejscówki, to nie miał on większych problemów, żeby się do tego dostosować. 

Twoim zdaniem OKO powinien kontynuować karierę na polskiej scenie? Jest zawodnikiem, który poradziłby sobie w innej rodzimej drużynie?

To już zależy od niego. Według mnie dałby sobie radę w Polsce, ale jednak wydaje mi się, że na tej niemieckiej scenie radził sobie zdecydowanie lepiej i tam mógłby na nowo grać te pierwsze skrzypce, tak jak robił to kiedyś. 

Vegi

fot. defs.pt/ Miguel “Migg” Pinto

Teraz wrócimy trochę do tych niemiłych wspomnień. Otarcie się o Minora to była dla was najbardziej bolesna porażka? 

Na pewno w tych kwalifikacjach do Minora mieliśmy bardzo dużo do udowodnienia, w końcu byliśmy jedyną polską drużyną. Udało się wygrać z GamerLegion, a potem była ta niefortunna porażka na BIG. Niby było jakieś światełko w tunelu, jeśli chodzi o naszą grę, ale mimo wszystko to dalej nie było to, czego oczekiwaliśmy. To był po prostu niezdany test, z którego wyciągnęliśmy wnioski. 

Zabrakło też chyba trochę tej przysłowiowej dyspozycji dnia. Zarówno w kwalifikacjach do Minora, jak i na lanie w Portugalii. 

Można tak powiedzieć. W Portugalii było tak, że od razu po przylocie musiałem walczyć ze sporą gorączką, ta choroba mocno dawała się we znaki. O ile na początku jeszcze jakoś daliśmy radę, tak potem zaczął chorować również Snax i nie ma co ukrywać, że przez to nie mogliśmy w pełni się skupić i zaprezentować stu procent swoich umiejętności. Gdyby nie te problemy zdrowotne to myślę, że moglibyśmy nawet wygrać ten turniej, bo w finale było GamerLegion, które już przecież pokonaliśmy właśnie w kwalifikacjach do Minora. 

Tak na pocieszenie było zaproszenie na Good Game League. To będzie już Twój piąty lan w barwach VP. Szybko zleciało.

Szybko, bardzo szybko. Na pierwszym lanie byłem jeszcze testowany, było to w sumie zaledwie tydzień po moim dołączeniu do zespołu. Tam nie ma co ukrywać, że poszło słabo, ale z każdą kolejną imprezą wygląda to coraz lepiej. Najbardziej udane były oczywiście ESL MP i PLE. No i zrobiła się z tego wszystkiego taka walka pomiędzy nami i Aristocracy na tych lanach. Teraz zresztą też miałem nadzieję, że uda nam się na GGL trafić na ARCY i rozegrać taki “ostateczny pojedynek”, który zweryfikuje już tak na sto procent, kto jest tym numerem jeden w Polsce. 

Od Twojego dołączenia do zespołu minęło w sumie trochę ponad trzy miesiące. Kiedyś pojawiły się takie głosy, że Snatchie miał moment zawahania, w którym rozważał nawet powrót do swojej byłej drużyny. Miałeś podobnie, że pomyślałeś sobie, że szkoda tego porzuconego projektu w PACT?

Jak już dołączyłem oficjalnie do Virtusów, to nie miałem takich myśli o powrocie do PACTu. To jest jednak dużo większa marka, ja sam stałem się dzięki temu nieco popularniejszy i stanęły przede mną jakieś nowe możliwości. Tutaj w Virtus.pro gram u boku bardziej doświadczonych graczy, co też było wtedy takim czynnikiem decyzyjnym. Ale poza tym nie ma jakichś większych różnic pomiędzy VP a PACT. 

Zakładam, że śledzisz dalej poczynania chłopaków. 

Jasne. Cały czas jestem na bieżąco i trzymam za nich kciuki. 

Żałujesz, że nie zdołali się zakwalifikować na GGL i nie zmierzyliście się w jakimś bezpośrednim starciu?

Tak jak mówiłem, mocno kibicuję chłopakom i jestem zawiedziony, że nie zagrali tutaj w Poznaniu. Na pewno fajnie byłoby zagrać przeciwko sobie na lanie. 

Swoją drogą usłyszałem ostatnio od jednego z twoich kolegów z PACT, że masz problem z grą na swoich byłych teammate’ów. Z czego to wynika? 

Coś w tym jest, ale przyznam, że nie mam pojęcia, z czego to wynika. Chyba po prostu bardziej się stresuje w takich sytuacjach, bo to jednak starzy koledzy z innej drużyny. Presja na pewno jest większa. To nie jest jednak tak, że zamarzam i nie mogę nic zrobić (śmiech).

Pojawia się dużo opinii, że jesteś obok Dychy drugim najbardziej perspektywicznym zawodnikiem w Polsce. Czujesz dodatkową presję przez to, że jesteś postrzegany jako ta wschodząca gwiazda? 

Ja totalnie tego nie odczuwam. Jestem oczywiście tego świadomy i jest to dla mnie jakieś miłe wyróżnienie, ale nie wpływa to na mnie w bezpośredni sposób. Po prostu gram, trenuję, staram się z każdym dniem doskonalić te umiejętności indywidualne i poszerzać mój wkład w grę drużyny. 

Virtus.pro

fot. ESL Polska